Less is more – recenzujemy „Harmonię” Meli Koteluk

Artystka wydała pierwszy od siedmiu lat solowy album.

2025.03.23

opublikował:


Less is more – recenzujemy „Harmonię” Meli Koteluk

fot. Dorota Szulc

Mela Koteluk wystawiła cierpliwość fanów na ciężką próbę. Wprawdzie po wydaniu solowej „Migawki” artystka nagrała jeszcze kooperacyjny krążek „Astronomia poety. Baczyński” z zespołem Kwadrofonik, ale – niczego mu nie ujmując – było to raczej wydawnictwo poboczne. Zamiast własnymi słowami, Mela przemawiała do słuchaczy wierszami Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, ponadto był to okolicznościowy krążek wydany w ramach obchodów rocznicy wybuchu powstania warszawskiego.

Z rocznym poślizgiem…

Kiedy w listopadzie 2023 r. w internecie pojawiła się „Harmonia”, fani Meli Koteluk liczyli na rychłą premierę jej nowego albumu. Ten pierwotnie miał się ukazać wiosną 2024 r. Na początku ubiegłego roku dostaliśmy jeszcze singiel „Jestem stąd”, ale niedługo po jego premierze słuch o płycie zaginął. Co się stało? Artystka przyznaje, że musiała zmienić plany, by dopracować nowe piosenki.

Co oznacza „dopracować”? Artyści często przyznają w wywiadach, że pracując nad płytą, sztuką jest w odpowiednim momencie przestać. Dłubanie w piosenkach w nieskończoność niejednego już zgubiło. Dr. Dre tak długo poprawiał „Detox”, że finalnie wyrzucił go do śmieci, stwierdzając, że nigdy nie osiągnie upragnionej doskonałości. Axl Rose latami „dopracowywał” nieszczęsne „Chinese Democracy”, aż wyszedł mu z tego potworek Frankensteina, na którym dobra pomysły tonęły w gąszczu produkcyjnych fajerwerków. Mela i odpowiedzialny za produkcję Marek Dziedzic uniknęli pułapek i zamiast przeładowywać materiał ozdobnikami, wycyzelowali go, upewniając się, że każdy dźwięk jest tutaj po coś i każdy znajduje się na swoim miejscu.

Umiarkowanie jest cnotą

Jednym z elementów wyróżniających piosenki Meli Koteluk na scenie, jest ich pozorna prostota. Kiedy się w nie wgryzie, można się złapać na tym, że choć na wierzchu znajduje się nieskomplikowana, wpadająca w ucho melodia, pod nią znajdziemy pełne niuansów, misternie skonstruowane kompozycje. Poprockowe „Zobaczyć ciebie” zaśpiewane z Ralphem Kaminskim, nerwowe „Staccato”, rozmarzone „Bliża i dal”, owoc współpracy z Andrzejem Smolikiem, czy wreszcie wieńcząca krążek, pełna napięcia „Odyseja” – każda z tych utworów jest zupełnie inny, ale jednocześnie słychać, że są częścią tej samej całości.

Choć zgodnie z tytułem albumu, znajdziemy tutaj dużo harmonii, jest też wyczuwalny, rockowy nerw, którego Mela nie zatraciła od debiutanckiego „Spadochronu”. Nad całością unosi się klimat eleganckiego, dostojnego retro, dobrze korespondującego z zawartymi w tekstach refleksjami („Lubię kiedy patrzysz na mnie / Do samego cna / Czy zawędrujemy w nicość / Serpentyną fal do fali mantr”).

Znakomity powrót

To sztuka nagrać wielowarstwowy materiał, który z każdym odsłuchem odkrywa przed słuchaczem kolejne niespodzianki. Na „Harmonii” kolejny raz się to udało. Mela Koteluk w pełni wynagradza słuchaczom kilkuletnią ciszę. Znakomite duety z sanah (niedawny „Maj 1939” z tekstem Zuzanny Ginczanki, piosenka znajdzie się na nadchodzącej płycie sanah) i Natalią Szroeder (ubiegłoroczne „Zwierzęta nocy” z albumu „REM” Natalii), teraz imponujący pod względem muzycznym i poruszający lirycznie („Stoję przed tobą, a centymetr mierzy tyle, co kilometr / Próbuję być sobą / Próbuję zapamiętać to, że jesteś obok”) solowy album.

5/5
Maciek Kancerek

Mela Koteluk – „Harmonia”
Warner Music Poland

Polecane