Lady Gaga – „Chromatica” (recenzja)

Ga-ga-galaktyczne disco.

2020.06.01

opublikował:


Lady Gaga – „Chromatica” (recenzja)

fot. mat. pras.

Lady Gaga opuściła Ziemię i poleciała na planetę „Chromatica”, by nagrać swoją najbardziej klubową płytę. Te 13 premierowych piosenek (są tu również trzy tzw. interval acty), to zarazem hołd dla muzyki elektro-popowej i swoista artystyczna odpowiedź na kryzys, który opanował naszą planetę. Słuchając tego obłędnie tanecznego krążka nie sposób jednak uwolnić się od skojarzenia z dźwiękami, które dwie dekady temu znalazły się na płytach „Ray Of Light” i „Music” Madonny.

Odurzająca od pierwszych taktów swoim tanecznym pulsem „Chtromatica” to pierwszy, tak wyraźnie „imprezowy” album Stefani Germanotty od czasu jej debiutanckiego „The Fame” (2008). O ile jednak tamtą płytę można potraktować jako poszukiwanie stylu przez startującą na muzycznym rynku wokalistki, to 12 lat później mamy do czynienia z płytą perfekcyjnie zaplanowaną i zrealizowaną – od początku do końca. A produkcyjny rozmach i teatralna atmosfera całości nadaje szóstemu krążkowi Amerykanki wymiar dzieła skończonego.

Zachwycać może konsekwencja i dyscyplina, z jaką Lady Gaga odmienia dziś – przez wszystkie przypadki – muzykę dance. Są tu choćby nawiązania do syntetycznych brzmień rodem z lat 90., kiedy na tanecznych parkietach królowały hity grupy SNAP!, Technotronic, Culture Beat czy 2Unlimited („Alice”, „911”), ale z drugiej strony pojawiają się kawałki napompowane house’owym bitem („Free Woman”, „Sour Candy”). A gdy dorzucimy do tego ultrakobiecy power-pop („Rain On Me” w duecie z Arianą Grande), czy parkietowy disco-banger z ukrytymi elementami country („Fun Tonight”), to dostaniemy pełny obraz tej rozbuchanej brzmieniowo płyty.

„Chromatica” uwodzi również świetną dramaturgią, której służy podzielenie na trzy części – przy pomocy wspomnianych interval acts, czyli tytułowych przerywników instrumentalnych. Ten album to postmodernistyczny przejaw geniuszu artystki i jej solowy popis wokalny. Ta płyta zachwyca również duetami, z których najbardziej wyróżniają się wspomniany „Rain On Me” oraz „Sine From Above” z Eltonem Johnem. Trzecia kolaboracja to również wspomniany „Sour Candy”, w którym słyszymy Blackpink. Nie sposób jednak nie wspomnieć o produkcyjnej fantazji, za którą odpowiada sztab najlepszych producentów. A nad tym wszystkim krąży duch muzyki królowej popu, czyli Madonny.

Posłuchajcie uważnie utworów „Stupid Love” i „Babylon” i… połączcie kropki. Chyba tylko osoba, której słoń nadepnął na ucho nie skojarzy tych rytmów z twórczością królowej popu – z czasów przełomu wieków. Właśnie taki, syntetyczny, dyskotekowy sznyt miały jej płyty „Ray Of Light” (1998) i „Music” (2000), które – zdaniem wielu fanów i krytyków – są najlepszymi w dorobku Madonny. Odwołując się do tych brzmień Lady Gaga składa hołd ikonie popkultury i wydaje się mówić: od tego czasu w muzyce klubowej nie zdarzyło się nic lepszego. Dlatego fajnie, że w czasach, kiedy babcia Madonna coraz rzadziej przypomina nam o swoim istnieniu, możemy podziwiać jej następczynię, która jest równie bezczelna, ale o wiele bardziej utalentowana.

Artur Szklarczyk

Ocena: 4/5

Tracklista:

1. Chromatica I
2. Alice
3. Stupid Love
4. Rain On Me (with Ariana Grande)
5. Free Woman
6. Fun Tonight
7. Chromatica II
8. 911
9. Plastic Doll
10. Sour Candy (with Blackpink)
11. Enigma
12. Replay
13. Chromatica III
14. Sine From Above (with Elton John)
15. 1000 Doves
16. Babylon

Polecane