Kroki nie stawiają pierwszych kroków na muzycznym rynku. Producenta Szatta możecie kojarzyć z kilku projektów. Na przykład z ubiegłorocznej płyty „Bloom”, którą firmował własną ksywką. Albo wspólnego krążka z Cirą, „Plastikowy kosmos”. Albo działalności w duecie Nocne Nagrania z Nowokiem i współpracy z np. Biszem („Zawleczki, nakrętki, kapsle”). Wokalistę Jaqa Mernera – ze współpracy z Szattem na wspomnianym „Bloom”. Basistę Pawła Stachowiaka – z poznańskiego zespołu r&b Eugeniusz Kowalski.
Ich debiutancka EP-ka, wydana nakładem Kayax, wpisuje się w ofensywę miękkiej, soulującej elektroniki, ofensywę, której możemy być świadkami w ostatnich miesiącach. Już za kilka dni, w najbliższy piątek, debiutancką płytę „Now I’m Here” wyda Duit. W czerwcu swoją premierę miał krążek Cywinskiego i Doriana „CD Player”. Polscy producenci oraz wokaliści najwyraźniej poczuli moc i zdali sobie sprawę, że nie ma się czego wstydzić. Nic, tylko podbijać świat. Skoro udało się Kaytranadzie, Bonobo i Jamie’emu Woonowi, to czemu nie im?
Jasne, nic nie stoi na przeszkodzie. W przypadku Kroków brzmienie jest bardzo eleganckie, pozbawione kompleksów, dopieszczone. Robota producenta wysuwa się na „Stairs” zdecydowanie na pierwszy plan. Do tego stopnia, że żywy bas zostaje wchłonięty przez tę elektroniczną maszynerię. Zupełnie nie słychać, że to instrument uprzywilejowany w Krokach. Czy to dobrze? I tak, i nie. Taka sytuacja dowodzi, że panowie osiągnęli pewną chemię i dobrze się dopełniają. Mam jednak wrażenie, że skoro zatrudniono już Stachowiaka i włączono do grupy na pełnych prawach, można by zrobić większy użytek z jego pracy, a przynajmniej bardziej ją wyeksponować. Szczególnie że taka muzyka prosi się o jeszcze gęstszy, mocniejszy bas. Gdyby nie informacja prasowa, słuchając „Stairs”, prawdopodobnie nie zorientowałbym się, jak ważną rolę powinien odgrywać w tym zespole instrument basowy.
Mimo wszystko jako całość produkcja na „Stairs” robi wrażenie. Aż prosi się, by śpiewać tu po angielsku – do tego stopnia przywykliśmy do faktu, że na takich bitach słyszymy właśnie ten język. Postawię jednak nieco prowokacyjną tezę: takie połączenie angielskiego z soulującą elektroniką jest do tego stopnia naturalne, że aż banalne. Szkoda, że Kroki tego nie przełamały. Język angielski być może upłynnia wokal i komponuje się z bitami, ale też przyczynia się do bezbarwności całego materiału. To być może najpoważniejszy zarzut, jaki mógłbym postawić temu – jakby nie było, bardzo porządnemu i nastrojowemu – krążkowi. W światowym r&b ta płyta zupełnie ginie. Nie ma w niej niczego własnego (może ten bas jest jakimś pomysłem?). Kończyłem tę EP-kę z pytaniem: dobrze, wszystko fajnie, ale czemu to właśnie Was, Kroki, mam słuchać?