 
                                    
Kukurydziarze są w formie. Po średnio-udanym eksperymencie grania bez prądu przy współpracy z MTV, KoRn bardzo szybko podnosi się z desek, wylizuje rany i kilka miesięcy później ponownie zawierza elektryfikacji i wydaje swój ósmy longplay – nazwany: nienazwanym.
Kapela z Bakersfield w stanie Kalifornia, prezentuje się na tym albumie nad wyraz rześko. Dają nieco progresywnie, z włączeniem do swojej twórczości elementów elektronicznych, oraz współpracując z instrumentami, które rzadko ujawniały się w ich nagraniach (smyczki, pianino). Oczywiście nie ucierpiało na tym wszystkim ich zaplecze nu-metalowe, na którym chłopcy z dredami wyrośli i nadal słyszymy charakterystyczne niskie dźwięki rytmicznych riffów basowych i podbijanej perkusji, co prawda już nie autorstwa założyciela grupy Davida Silveria, a między innymi samego popaprańca (wiem, że by się na ten epitet nie obraził) Jonathana Davisa. Jest zaskakująco świeżo, fani na pewno się na ten album nie obrażą. Myślę, że na 13 lutego 2008 na Torwar w Warszawie, nie będzie problemu ze sprzedażą biletów.
Llista kawałków:
  
01.Intro
  
02.Starting Over
  
03.Bitch We Got A Problem
  
04.Evolution
  
05.Hold On
  
06.Kiss
  
07.Do What They Say
  
08.Ever Be
  
09.Love And Luxury
  
10.Innocent Bystander
  
11.Killing
  
12.Hushabye
  
13.I Will Protect You

 
 
                             
 
 
