Kim Nowak – „Kim Nowak”

Nepotyzm w imię wyższych racji

2010.05.17

opublikował:


Kim Nowak – „Kim Nowak”

Po syntetycznym, ale dającym nadzieję tytułem, albumie „Heavi Metal”, bracia Waglewscy wreszcie grają organicznie. To jeden z niewielu atutów tej płyty, nie podlegający żadnej dyskusji. A bardzo dużo można sobie było obiecywać po rewelacyjnej zajawce, reklamującej album hasłem „Kim jest Kim Nowak?”, z wykorzystaniem wstępu ze „Szczura”. Doceniam też znajomość klasyki u muzyków grupy, ale powstaje pytanie, po co nagrywać swoją wersję tego, co już jest? Z próżności? Oczywiście, już od wielu lat rock and roll polega na modyfikowaniu, a nie wymyślaniu, ale mam wrażenie, że gdyby „Kim Nowak” nagrali po prostu jacyś trzej młodzi chłopcy, to jej losy byłyby inne. Skoro jednak wydali ją bracia Waglewscy z kolegą…

W ogóle mam problem z tą płytą, bo irytuje mnie wokal, i wtórność większości numerów. O nepotyźmie nie wspominam, bo jest przecież w szeroko rozumianej rozrywce czymś naturalnym. Ale tak, jak przechodzi się do porządku dziennego nad karierami kolejnych „dzieci swoich rodziców”, tak i wiedza o przodkach nie powinna przesłaniać ewentualnej wysokiej jakości piosenek zarejestrowanych na „Kim Nowak”. Dlatego postaram się wznieść na wyżyny obiektywizmu i opowiem o samej muzyce.

Otwierający longplay „King Kong” to The White Stripes/ Dead Weather w czystej postaci, tylko z polskim tekstem. Momentami utwór przywodzi mi na myśl wczesne Beastie Boys, jeszcze z czasów „Pollywog Stew”, oczywiście bez agresji nowojorczyków. Wokal to ewidentne CKOD. No proszę, tyle refleksji po niespełna półtoraminutowym kawałku:) „Szczur” ma genialny riff mocno trącący RATM, Cream i The Yardbirds. To ten numer wykorzystany do reklamówki płyty, ze strzelającymi redneckami. Ma ciekawy, zapętlony basowy naturalny loop, na którym gitara i instrumenty klawiszowe (obsłużone przez Mariusza Obijalskiego, współpracującego już wcześniej z Fiszem i Emade) szaleją w popisach solowych. Jest cool. Choć oczywiście klawisz w końcówce jeszcze bardziej przypomina o rodowodzie takiego grania. Płynne przejście „Szczura” w „Rekina” i zabawy efektem stereo to także patenty z lat 60. i 70. Rwane frazowanie to już ukłon w stronę punka. Po wyjściu z wyciszenia „Rekin” kończy się łagdonie. W kolejnym utworze mamy dalszy marsz w stronę współczesności, w postaci ewidentnych motywów gitarowych, wymyślonych przez Joshuę Homme’a na potrzeby wydawnictw Queens Of The Stone Age. Lubię ich słuchac w każdej formie, szczególnie w parze z przesterowanym basem, ale maniera wokalna Fisza tak drażni, że z dużą ulgą witam „Pistolet” po nagłym zakończeniu poprzedzającego go, queensowgo „Sierpnia”. Pięcioipółminutowy „Pistolet” znowu jest zaśpiewany przez lekki przester i wspierany przez Radosława Skubaja, znanego też jako Sqbass. Jego zwiewne wokalizy uwiarygadniają zamysł stworzenia piosenki psychodelicznej. Zakończenie, z puszczonymi samodzielnie bębnami, jest przyjemne, jak większość uroczo nieporadnych puknięć, którymi raczy nas Emade. „Biegnij” wyryczany przez fuzza i zagrany już nie z ukłonem, ale na kolanach przed ołtarzykiem z ikonką Toma Morello, bardzo fajnie groovi w marszowym tempie. W bandyckiej balladzie o wiele mówiącym tytule „Nóż”, Fisza wspiera wokalnie (w lewym kanale:) Iza Kowalewska z Muzykoterapii. Więcej takich zaskoczeń z pewnością dobrze zrobiłoby płycie. Ten utwór wydaje się być lepszy od wcześniejszych i następujących po nim. Nadal nie jest brzmieniowo wymuskany, ale i nie usiłuje być na siłę brudny. Elementem „kurzącym” w „Nożu” jest gitarowe solo. Ono sobie może być schowane lekko na drugim planie i rozmazane. „Spacer” i „Grom” to już southernowy klimat (nawet gitara gra slide’em). Do dotychczasowych inspiracji dodać należy więc Allmanów, Lynyrd Skynyrd, czy Outlaws. Minimalistyczne „A A A!” z fajnym klawiszowym finałem, dziarski „Dres” i „schizofreniczne” przez włączanie i wyłączanie przesteru „Urodziny”, nie wpływają jakoś specjalnie na finalną ocenę całości. A według mnie, jest ona taka:

Cieszy, że doczekaliśmy projektu, który wreszcie będzie mógł rozgrzewać publiczność przed ewentualnymi koncertami The Dead Weather, Queens of the Stone Age, albo The Raconteurs w Polsce. Szkoda tylko, że na podobne wsparcie mediów i wytwórni, jakie ma trio braci Waglewskich, nie mogą liczyć ekipy, które przez lata wypracowały już na bazie zagranicznych wzorców swój styl, jak chociażby The Black Tapes, czy Phonebox. Tak, czy inaczej „Kim Nowak” liberalnym fanom wymienianych powyżej, zagranicznych twórców, sprawi radość. Purystom, którzy muszą słuchać oryginałów – nie.

Kim Nowak – skład:

Piotrek Waglewski – Emade – perkusja, młodszy z Młodych Wagli,

Bartek Waglewski – Fisz – bas i wokal,

Michał Sobolewski – gitara, stopień pokrewieństwa nieznany:)

Polecane