
Takich choćby, jak od razu wpadający w ucho, beztroski i imprezowy „Last Friday Night (T.G.I.F.)”. Albo bezczelnie taneczny „Firework”, w którym po podniosłej, okraszonej smykami zwrotce następuje dance’owy (!) refren. A całość wcale się ze sobą nie gryzie! Tak samo, jak poszczególne piosenki, których mamy na krążku tuzin. W czym główna zasługa doskonałej produkcji, która sprawia, że całość płyty brzmi niezwykle sensownie i spójnie. Również za sprawą głosu 26-letniej dziś „pastorówny”. Głosu trudnego do pomylenia i niezwykle mocnego, o czym mogliśmy się przekonać podczas niedawnego koncertu Amerykanki w warszawskiej Stodole.
Trzeba też pochwalić Katy za to, że próbuje urozmaicić swój super-pop. Stąd (udana) wycieczka w bardziej syntetyczne klimaty, jak balladzie „Who Am I Living For?” i „E.T.”, która przypomina dokonania t.A.t.U. Szkoda jednak, że panna Perry nie słyszała popularnego powiedzenia o tym, że co za dużo, to nie zdrowo. A za dużo tu schlebiania tradycji amerykańskiej piosenki rozrywkowej, wyrosłej na country’owym fundamencie. Stąd irytujące nawiązania do stylu takiej na przykład Shanii Twain w „Hummingbird Heartbeat”. Lub wygłupu w skandowanym i – nie bójmy się tego słowa – zwyczajnie głupawym „Peacock”, który mógłby się spodobać fanom, dajmy na to, grupy The Bloodhound Gang. Ale już córce pastora takie marnowanie talentu zwyczajnie nie przystoi!:-)