KaAtaKilla – „Granica Cienia”

Między oryginalnością i nie…

2009.11.16

opublikował:


KaAtaKilla – „Granica Cienia”

KaAtaKilla ma szansę dołączyć do krajowej, rockowej ekstraklasy. Ogromnytm atutem jest ich dobry, charakterystyczny wokalista i nieczęste ostatnio połączenie ciężkich, melodyjnych gitar z partiami klawiszy.

Są z Łodzi, istnieją trzy lata, mają w składzie byłego muzyka zespołu Hunter, zagrali sporo koncertów i grają dalej. Doświadczenie gromadzą więc na bieżąco. I zapewne druga płyta będzie jeszcze lepsza niż „Granica Cienia”.

Zaczynają bez intra, czy pompatycznych zapowiedzi. Bezpretensjonalny gitarowy wstęp do „Księżycowego Kroku” z repertuaru zespołu Igora Czerniawskiego, Aya RL, pokazuje inne spojrzenie na klasyka polskiego rocka sprzed prawie ćwierćwiecza. To rozgrzewka, z mocniejszą częścią, graną na przesterowanych gitarach, ale jakby celowo niedokończona, pozostawia niedosyt. I prowokuje do posłuchania „Żywych kamieni”, w których przykuwają uwagę słowa „Viva lapides/ lapides clamabunt” zaśpiewane pełną piersią. Biblijny cytat współgra z cięższym, masywnym graniem gitar i całego zespołu. Znacznie bardziej przekonują, kiedy „grają swoje”.

Łukasz Pietrzyk, wokalista KaAtaKilli, swoimi partiami wyznacza charakter utworów. Kiedy się drze, brzmi oryginalnie, a instrumentaliści idą mu w sukurs. W spokojniejszych fragmentach, jak w utworze tytułowym, mocno kojarzy się z Rogucem z Comy, albo z Lipą z Lipali. To w „Nic”. Swoją drogą ciekawym i wyróżniającym się na płycie mechanicznym riffem, połamaną grą sekcji rytmicznej i niemal core’owym przyśpieszeniem w końcówce.

Szczęśliwie, „Granica Cienia” rozwija się z każdym utworem. Ma coraz więcej absorbujących fragmentów, im bliżej końca płyty. Następne po „Nic” „Credo” to już pełnowartościowy manifest KaAtaKilli, świadomie zagrany bez oglądania się na kogolwiek. „Zapomnienie”, w grooviącej części, jak już się rozpędzi i dostanie klawiszowego kolorytu, porywa. I nie pozwala analizować, z czym może się kojarzyć ten, czy inny fragment. To jest rock zagrany w XXI wieku w Polsce. Wszystko już w nim wymyślili Brytyjczycy i Amerykanie kilka dekad temu, dziś można to w mniej lub bardziej umiejętny sposób modyfikować. I sprawić, żeby zabrzmiało unikalnie.

KaAtaKilli udaje się odpowiednio intrygująco zestawiać znane rockowe patenty, gdy gra bez wyrachowania. Nie ma się co oglądać na chwilową popularność w radiu, czy telewizji. Trzeba grać jak w „Żywych Kamieniach”, „Bezsilności”, „Credo”, „Imperium”, czy „Paranoi”.

Najlepsze kawałki są najmocniejsze i najbardziej oryginalne. Na koncertach z pewnością doceniają je fani, których KaAtaKilla już ma niemało. Będzie miała więcej, jeśli z większą determinacją będzie rozwijać własny styl.

Polecane