Iggy Pop – „Free” (recenzja)

Mądrości starego szamana.

2019.09.12

opublikował:


Iggy Pop – „Free” (recenzja)

fot. mat. pras.

Niby pożegnał się z nami swoim opus magnum w postaci albumu „Post Pop Depression” sprzed trzech lat, ale… nie wytrzymał. I dobrze – wydany właśnie, osiemnasty (!) studyjny album pomarszczonego niczym pieczarka weterana sceny punk to jedno z największych muzycznych zaskoczeń tego roku. A jeśli lubicie jazz, ambient i Davida Bowiego, to będziecie wręcz zachwyceni!

„To płyta, na której inni artyści mówią w moim imieniu, ale ja użyczam swojego głosu. Pod koniec tras promujących „Post Pop Depression” doszedłem do wniosku, że muszę pozbyć się problemu chronicznej niepewności, który od dawna torpedował moje życie oraz karierę. Czułem się również wyrzuty z energii. Miałem moment, w którym pragnąłem po prostu włożyć ciemne okulary, odwrócić się i odejść. Chciałem być wolny. Wiem, że to tylko iluzja, a wolność to jedynie poczucie, jednak całe swoje życie spędziłem w przekonaniu, że to uczucie jest wszystkim, do czego warto dążyć – niekoniecznie szczęście czy miłość, ale właśnie wolność. Dlatego album „Free” po prostu mi się przydarzył, a ja na to pozwoliłem” – mówi filozoficznie 72-letni dziś ojciec chrzestny punka i były wokalista grupy The Stooges.

I rzeczywiście – w swojej warstwie tekstowej najnowszy album starego szamana rocka jest nieco filozoficzny. Na szczęście nie tylko w tanim, popowym wydaniu. „We are the people without land / We are the people without tradition / We are the people who do not know how to die peacefully and at ease / We are the thoughts of sorrows / Endings of tomorrows / We are the wisps of rulers / And the jokers of kings” – pochyla się dziadek Iggy nad kondycją świata w „We Are The People” (zapomniany wiersz Lou Reeda z 1970 roku). Jest też o potrzebie miłości („Loves Missing”), ale też fizycznym, zwulgaryzowanym jest aspekcie („Dirty Sanchez”). Więcej tu też melodeklamacji niż wokali. Tak naprawdę tylko w singlowym, odstającym stylistycznie od całości „James Bond” (biały pop-soul z lat 60.) oraz wspomnianym „Dirty Sanchez” Pop śpiewa, a nie nuci, mamrocze, czy recytuje. Co jednak znakomicie się sprawdza, chociażby w przypadku wierszu Dylana Thomasa „Do Not Go Gentle Into That Good Night”, którego Pop interpretuje w stylu Allena Ginsberga (jak w „Death Is a Star” z płyty „Combat Rock” The Clash). Czy mówionych „piosenek” Williama Burroughsa.

Medytacyjny, spokojny, a bywa że mroczny klimat płyty buduje również muzyka, która nigdzie się nie śpieszy, a w ręcz przeciwnie – jest powolna i tak ascetyczna, że aż przykuwa uwagę. Brzmienie „Free” to zasługa dwójki kompozytorów i producentów z – wydawać by się mogło – odmiennych biegunów muzycznych. Mamy tu więc dźwięki od znakomitego jazzowego trębacza Lerona Thomasa oraz specjalizującej się w ambiecie oraz muzyce ilustracyjnej niejakiej Noveller (Sarah Lipstate). Artystyczny miks ich twórczości zaowocował niezwykle otwartą stylistycznie, wręcz orzeźwiającą formą, w której słychać echa „gadanych” utworów Malcolma McLarena („Free”) oraz transowe i niepokojące granie przywołujące na myśl songi Bryana Ferry’ego, Nicka Cave’a, Marianne Faithfull czy The Stranglers („Loves Missing”). Najlepiej chyba wypadło jednak nawiązanie do ostatnich prac Davida Bowiego („Sonali”).

Sklejone zostało to wszystko elektronicznym szumem, czasem subtelnymi brejkami. No i trąbką. A ta brzmi jak u Tomasza Stańki, a już na pewno budzi skojarzenia z vintage’owymi klasykami Krzysztofa Komedy. Oto wspaniała eklektyczna uczta dźwięków od buntownika, który przez ostatnie lata zrobił więcej zaskakujących rzeczy, niż w trakcie swojej 50-letniej kariery (sprawdźcie jego nagrania z Underworld, Onehotrix Point Never, Tarwater i Alvą Noto). Co tu dużo mówić – nieśmiertelny dinozaur punka w jesieni życia znów pokazuje pazur, ale robi to w zupełnie innym, wysmakowanym i zaskakującym stylu. Szacunek!

Artur Szklarczyk

Ocena: 4/5

Tracklista:

1. Free
2. Loves Missing
3. Sonali
4. James Bond
5. Dirty Sanchez
6. Glow In The Dark
7. Page
8. We Are The People
9. Do Not Go Gentle Into That Good Night
10. The Dawn

Polecane