GREEN DAY – ” 21st Century Breakdown”

Po wydaniu "American Idiot" GREEN DAY miał kilka możliwości przebicia sukcesu tamtego albumu

2009.05.26

opublikował:


GREEN DAY – ” 21st Century Breakdown”

In this album cover image released by Warner Bros., the latest CD by Green Day, "21st Century Breakdown," is shown. (AP Photo/Warner Bros.) ** NO SALES **

Mogli wrócić do czadowego grania postpunkowych dwuipółminutowek, albo rozwinąć jeszcze bardziej swój nowy wizerunek, lekko kontestujących rockowców po trzydziestce. Zejście do podziemia i zradykalizowanie przekazu, umówmy się, po zarobieniu 30 milionów dolarów na czerep i powrocie do superligi koncertowej, jest prawdopodobne jak mistrzostwo świata Kubicy w sezonie 2009. Dlatego wygrała druga opcja.

Rozwój przejawia się głównie w jakości brzmienia i dopracowaniu smaczków aranżacyjnych. A jeśli ktoś jest fanem GREEN DAY i równocześnie przepada za The Beatles, to uzna też za duży krok naprzód śpiewanie Billy’ego Joe Armstronga, w wolnych partiach, jak John Lennon. Jako że gwiazdy pracują z gwiazdami, to najnowszy album GREEN DAYa wyprodukowali na spółę Butch Vig i sami „chłopcy” z zespołu. A jako że mądrzy ludzie nie zmieniają koncepcji, która spodobała się czternastu milionom ludzi („American Idiot” sprzedał się w tylu kopiach), to „21st Century Breakdown” też jest tzw. koncept albumem. Co więcej, zapowiadany był wręcz jako rock opera. Ale twierdzenie, że amerykański zespół postpunkowy nagra rock operę, to trochę jak zarzekanie się, że amerykański krążownik szos może brać zakręty jak gokart. Bądźmy więc poważni i nie dajmy się zwieść tym kilku zagrywkom na gitarze a’la Queen, czy zwolnieniom jak w „Quadrophenii” The Who. Zostańmy przy koncept albumie.

Tym razem mamy historię dwojga małolatów z problemami, które mają wszyscy nasto- czy dwudziestolatkowie, nie rozumiani przez okrutny świat dorosłych. Gloria i Christian na szczęście mają siebie. Co większości odbiorców muzyki GREEN DAYa pozwala się utożsamiać z bohaterami, kupować koszulki z całującą się parą, iść razem na koncert GREEN DAYa, czy uprawiać seks słuchając „21st Century Breakdown”. Starsi po prostu mogą kupić płytę, która bardzo dobrze wpasuje się między ugrzecznione U2 i wciąż rozbrykaną Metallikę. Gwarantuję, że mimo ponad godzinnej dawki muzyki, nikt się tym krążkiem nie znudzi, ani nie zawiedzie. 

No, może poza tymi, którzy pamiętają GREEN DAY z początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy Tre Cool, Mike i Billy Joe spali na squotach i grali przed nieistniejącymi już dziś kapelami, w takich miastach jak Bydgoszcz czy Białystok. Ale oni już pewnie nie żyją-:)

Tagi


Polecane