Po drugie, to – przepraszam za określenie – składanka. A składanki wiadomo… Jednak warta jest, by pochylić się nad nią, nawet jeśli historia jest ci obca. A to za sprawą muzyki, najbardziej uniwersalnego medium jakie znam. Dźwięków ani emocji nie trzeba tłumaczyć na inne języki.
I, niezależnie od tego, jak oceniamy Powstanie Warszawskie, to każda jego rocznica jest ważna. MPW od paru lat odchodzi od pełnych patosu, celebrowanych z udziałem polityków z pełnymi frazesów gębami uroczystości. Uroczystości jakże obcych dzisiejszym rówieśnikom ówczesnych Gajcych, Baczyńskich, Borowskich, Różewiczów, Białoszewskich czy Bratnych. I bardzo dobrze, że odchodzi.
Po trzecie zaś, płyta ta trudna do recenzowania dlatego, że dość łatwo wdać się w porównania z „Powstaniem Warszawskim” Lao Che. I niech sobie te płyty stoją na półce obok siebie. Bo obie równie dobre. Ale zupełnie inne.
Na Gajcym mamy zdumiewająco dobrze skomponowaną reprezentację polskiej rockowej alternatywy. Są wielkie postaci rodzimego rocka (Lech Janerka, Armia, Brylu z 52UM’em…) i ci, co na najlepszej drodze do mocnych pozycji już są i nikt ich nie zawróci (to Żywiołak, Pustki czy Hetane). To co uderzyło mnie przy pierwszym odsłuchaniu, to fakt, że płyta jest tak równa. Tak spójna. A to składanka przecież.
Malo pulsując po swojemu otwiera płytę śpiewając trudne „Pytanie”, atmosferę niepokoju buduje brudnymi brzmieniami Agressiva 69. Fat Belly Family udowadnia, jak świetnym rockowo-progresywnym tekściarzem był Gajcy. Pokazuje, jak blisko katastroficznym tekstom sprzed 65 lat do przesterowanych gitar.
Żywiołak niby po swojemu, a jednak z warszawsko-cwaniacką nutą daje nam jeden z najmocniejszych tekstów na tej płycie. Prosty a zabójczy jak butelka z benzyną wiersz „Moja mała”. Jest i Kazik z „Modlitwą za rzeczy”. W Kaziku na Gajcym jest 100% Kazika. Jest i Pogodno, psychodelizujące, niesklasyfikowane. Czasem przywodzące na myśli Fisza i Emade.
Po wielu deklaracjach Tomka Budzyńskiego nie mogło zabraknąć Armii. Mamy zatem tekst „Wczorajszemu”, zagrany z typową armijną pasją. Numer, który ze względu gitary i ciężką, świetną pracę Krzyżyka za perkusją mógłby spokojnie być bonusem do „Der Prozess”.
Katastroficzny wiersz „Do potomnego” w wykonaniu 52UM’u z hipnotycznymi wokalami niepokoi i przykuwa uwagę. W głowie wirują czarno-białe fotografie Eugeniusza Lokajskiego… może ja zbyt emocjonalnie podchodzę do tej płyty. Ale to taka właśnie płyta. A dalej jest jeszcze Dezerter, jakby łagodniejszy niż zwykle, może z mniejszym pazurem. Mniej punka? Mniej. Za to emocji multum.
Duże wrażenie robi Karolina Cicha z „Miłością bez jutra”. Naprawdę duże. I wybór tego numeru do promocji płyty jest strzałem w 10. Bo wielkie nazwiska z tej płyty promować się nie muszą. A skrzyżowanie głosu Karoliny z riffami jest świetnym zabiegiem stylistycznym.
W finale (bo o płycie Gajcy myślę jak o dramacie ilustrowanym gitarami) występuje sam mistrz Janerka. I mierzy się z ostatnim wierszem Tadeusza Gajcego. Z najpotężniejszym tekstem pacyfistycznym jaki dane mi było kiedykolwiek przeczytać (no, może poza „Na zachodzie bez zmian” Remarque`a). „Święty kucharz…” w wykonaniu Janerki to mistrzostwo. To geniusz ilustrowania muzyką treści trudnej i szokującej. I tylko za ten jeden numer płycie daję pięć gwiazdek. A utwór ten, to tylko 50 sekund.
„Święty Kucharz od Hipciego” – Tadeusz Gajcy
Święty kucharz od Hipciego
Wszyscy święci, hej, do stołu!
W niebie uczta: polskie flaczki
wprost z rynsztoków
Kilińskiego!
Salcesonów misa pełna,
Świeże, chrupkie
Pachną trupkiem:
To z Przedmurza!
Do godów, święci, do godów,
Przegryźcie Chrystusem
Narodów!