Fat Freddy’s Drop – „Dr Boondigga and the Big BW”

Co za piękna płyta! Spokój, przestrzeń, słońce, którym świeci każdy dźwięk.

2009.12.12

opublikował:


Szkoda, że czytacie to o najmniej sprzyjającej porze roku do przesłuchania drugiego krążka Fat Freddy’s Drop – „Dr Boondigga and the Big BW” jest idealnym soundtrackiem do błogiego nieróbstwa na łonie przyrody podczas upalnej kanikuły. Ale jeśli ktoś przypadkowo trafi na tę recenzję za parę miesięcy…

Na swoim nowym albumie Fat Freddy’s Drop brzmią, jakby próby nagrywali w samolocie, lecącym nad rajskimi, letnimi kurortami, czerpiąc po trosze z wszystkiego, co widzą pod sobą. To odrobinka chilloutowego house’u rodem z Ibizy, to cała masa reggae’owych wstawek, a i coś z Ameryki Południowej też się trafi. Serce Fat Freddy’s Drop bije w rytm pulsującego, dubowego beatu, tyleż dusznego co przestrzennego. Bo i nie jest to zespół imprezowy; doktor Boondigga radzi raczej, by jego leki dawkować powoli, w relaksujących okolicznościach. Dodajmy do tego doskonałą sekcję dętą (trąbka Tony’ego Changa i puzon Hopepy) oraz fantastyczny, rozmarzony głos Joe Dukiego. Ta płyta nie miała prawa się nie udać. Nie w takim składzie, nie utrzymana w takim klimacie.

Nie tak dawno temu nowy album Fat Freddy’s Drop trafił na półki polskich sklepów. Polecam – w umownej kategorii „czarnej” muzyki (pal licho kolor skóry znakomitej części składu) to jedna z najlepszych pozycji roku. I taka mała porada – jak już kupicie, to nie odfoliowujcie jej do czerwca. No chyba ze jak w ubiegłym roku ukropem sypnie w okolicach Prima Aprilis.

Polecane