Dużo miłości, mało świeżości – Andrzej Cała recenzuje nowy album Johna Legenda

"Bigger Love" to już siódmy album Legenda.

2020.07.13

opublikował:


Dużo miłości, mało świeżości – Andrzej Cała recenzuje nowy album Johna Legenda

John Legend stał się w ostatnich latach jednym z ulubionych piosenkarzy amerykańskiej klasy średniej i wyższej. Zawsze śpiewa pięknie, elegancko, gustownie zaprezentuje się na każdej gali, uświetni urodziny jakiejś ważnej postaci. Dodając do tego udane życie rodzinne z piękną żoną-modelką, śpiewanie kolęd czy piosenek dla dzieci – prawdziwy wzór dla każdego młodego człowieka.

Nas jednak najbardziej obchodzi muzyka, to ją bierzemy na tapet. I trzeba przyznać wprost, że “Bigger Love”, szósty regularny krążek artysty, w historii się nie zapisze. Wydawnictwo będące swoistą odą do żony Legenda, za rzadko wychodzi z wybitnie letniej temperatury na wyższe poziomy. Wszystko jest tutaj perfekcyjnie dopieszczone, wygładzone, aż do bólu bezpieczne. Nie do końca orientujemy się, które nagranie się właśnie skończyło, a które skończyło, bo w większości zlewają się one w landrynkową całość, taki popowy cukiereczek nasączony sokiem z R&B i gospel.

Nie znaczy to jednak, że na “Bigger Love” nie ma w ogóle momentów ciekawszych. Wyróżnić należy bez wyjątku wszystkie utwory, które gospodarz nagrał z gościnnym udziałem wokalistek. Szczególnie “Remember Us” z Rapsody wypada okazale i pokazuje, że Legend niezmiennie ma potencjał na nagrywanie płyt doskonałych. Bardzo fajnie płynie “I Do”, do którego cegiełkę przyłożył producencko Raphael Saadiq, zabierając gospodarza w rejony neo-soulowe. Jamajskie “Don’t Walk Away” z Koffee daje “Bigger Love” zastrzyk tak potrzebnej świeżości, polotu, których tutaj zdecydowanie za mało.

Żebyśmy się zrozumieli – tacy artyści jak John Legend nie nagrywają płyt słabych. To ten poziom artystycznej wirtuozerii, że na takie wpadki sobie zwyczajnie nie pozwalają. Szkopuł w tym, że “Bigger Love” jest płytą bardzo przewidywalną, momentami nudną, pozbawioną nuty szaleństwa, chęci obrania choćby w śladowej formie jakiejś nieszablonowej drogi. U Legenda wszystko jest tak miłe, że aż mdłe. W efekcie jako całość nie porywa, a szkoda, bo to przecież muzyk, od którego oczekiwać należy znacznie więcej niż przyjemnej konfekcji.

Andrzej Cała

Ocena: 2,5/5

Polecane