Dziś panowie z Dezertera nabijają się z każdej recenzji i z każdego autora, który cmoka nad ich płytą. Nie wiem, dlaczego ich to bawi? Czy w myśl zasady, że media kłamią i trzeba uważać? Albo nie wierzą, że płyta jest tak dobra i boją się kolejnego Fryderyka 😉 A może, jako absolutnie niezależni muzycy (toć każdy z nich ma swój alternatywny sposób na życie), po prostu bawią się tym, co robią i nie dowierzają efektom ubocznym tej zabawy? Że ktoś, poza nimi samymi traktuje ich twórczość poważnie? Żadnego ślizgania się po lodzie w różowych gatkach przed okiem śniadaniowej kamery. Przecież to tylko punk.
A jaki jest ten ich punk po tylu latach grania? W warstwie muzycznej jest mniej furii i wściekłości. Mamy rok 2014 i płyta połknięta przez odtwarzacz objawia nam się w całej swej okazałości. Nie ma już tego w sumie uroczego mechanizmu sprzed lat, kiedy najpierw słyszało się fatalną kastę, kopię entej kopii, potem źle zrealizowany koncert, który był raczej świętem i manifestacją samego siebie, a nie doznaniem muzycznym. Potem przychodził czas na płyty i kasety, na których po raz kolejny odkrywało się (często ze zdziwieniem) właściwie brzmiące ścieżki. Aaaa… to tak jest zagrane! Dziś wszystko słyszymy za pierwszym razem. Jak na dłoni widać, którędy wiją się bardzo czujnie i świadomie wytyczone ślady prostego instrumentarium. Fajerwerków i sztuczek technicznych nie ma. I bardzo dobrze.
Co takiego jest w tym Dezerterze, że do dziś cieszy kolejne pokolenia fanów? Odpowiedź jest prosta i oczywista. Uczciwość i przenikliwość. No i ten klasyczny już sposób, w jaki Matera wkłada w swoją muzykę (z wyjątkami) i prezentuje teksty Grabowskiego, który wraz z Jackiem Chrzanowskim rozpina dla wszystkiego solidną rytmiczną ramę. Jakże prosty i genialny patent („Hodowla głupków”!). Dezerter jest chyba tego świadomy, bo aktualny skład jest chyba najbardziej stabilnym zestawem w historii zespołu. A zwycięskiego składu się nie zmienia. A może ta trójka świetnie się ze sobą czuje i dogaduje?
A o co chodzi z tą uczciwością i przenikliwością? Oczywiście o teksty. To chyba zawsze było najmocniejszą stroną Dezertera. Chodzi o trzeźwy dystans w oglądzie rzeczywistości jak w „Rządzie światowym”, o dostrzeganie współczesnych paradoksów w… „Paradoksie”. O przygnębiającą diagnozę w „Hodowli głupków” czy w tytułowym „Większy zjada mniejszego”. Takie wersy, jak „(…) paradoks historii / im więcej wolności / tym więcej kontroli” czy „Zapewnienia nic nie znaczą / kiedy oczy krew zobaczą” spokojnie mogłyby stać się ulubionymi drogowskazami trzeźwych publicystów. Można tu też zacytować w całości tekst z „Wroga”, albo z dowolnego innego utworu z tej płyty. To jest ta przenikliwość i uczciwość wobec siebie i słuchacza. Gorzka, bo gorzka, ale jednak siła. Siła, która zmiata ze sceny wszystkich wystylizowanych w ciuchy z H&M młodocianych panczurków marzących o karierze w telewizyjnym talent-show, a nie mających nic do powiedzenia. Jeszcze nie nastał wasz czas. Dezerter jeszcze nie złożył broni. A są jeszcze Analogsi czy Arcy Młyn. Są i inni. Nie jest źle. W punku nie jest źle.
P.S. a zwróciliście uwagę jak ładnie szata graficzna, z którą stoi Przemek „Trust” Truściński i Krzysztof Grabowski przywołuje na myśl działa Geralda Scarfe`a ilustrujące floydowskie „The Wall”?
Dezerter – „Większy zjada mniejszego”
Mystic Production
Tracklista:
1. Rząd światowy
2. Paradoks
3. Hodowla głupków
4. Nie pytaj
5. Na bruk
6. Większy zjada mniejszego
7. Wróg
8. Koalicja
9. Dzieci gorszego Boga
10. Ścieki