BEZCZEL – „A.D.H.D.”

"To gospodarz uratował instrumentale, nie na odwrót, co zdarza się wybitnie rzadko"

2013.03.24

opublikował:


BEZCZEL – „A.D.H.D.”

Ostatnimi czasy na polskiej scenie brakowało takiej naprawdę dobrej, hustlerowej płyty z charyzmatycznym, a wręcz aroganckim raperem za mikrofonem. Po niemożliwie zawiłych i trudnych wersach od Bisza, Laika czy też Ciry potrzebowałem jakiegoś rodzaju odmóżdżacza, bym nagle nie wpadł na pomysł pisania własnej poezji. Zabrzmiało groźnie? Spokojnie, nie będę was przecież narażał na czytanie moich artystycznych pobudek. Bo dostałem czego chciałem. A dokładniej- w końcu światło dzienne ujrzało solo Bezczela.

Całkiem lubię taki rap i wręcz uważam, że warto go słuchać od czasu do czasu, by nie poddać się procesowi przemiany w nudnego wapniaka. Połączenie prostych tekstów, bitów bujających głową i dobrego rapera, który wie jak pluć w majka daje bombę, obok której nie można przejść obojętnie. Jej eksplozja jest zwyczajnie za głośna na zwykłe zignorowanie. Piszę to wszystko, by uświadomić truskulom i osobom szukających w tekstach nauk o życiu, że na „ADHD” nie mają nawet czego szukać. Wszyscy inni, którzy nie boją się konfrontacji z bezprecedensowym rapem, powinni być przynajmniej umiarkowanie usatysfakcjonowani po odsłuchu.

To co teraz powiem może dla niektórych okazać się dziwne. Nie zrozumcie mnie źle, jako recenzent bardzo lubię obserwować artystyczny progres, jednak.. no właśnie. Prawda jest taka, że Bezczel powinien poprzestać na tworzeniu kawałków imprezowych, bragga czy też storytellingów. Wtedy słucha się go naprawdę przyjemnie („Epizod”, „ADHD”), docenia oryginalne flow, a głowa buja się w każdą możliwą stronę. Gorzej, gdy członek Fabuły zacznie nawijać coś, co w zamierzeniu miało zmusić do refleksji. Niestety na zamiarach się skończyło.

Podczas słuchania kawałków, w których autor chciał przekazać swoje poglądy, okazuje się, że nie ma on kompletnie nic ciekawego do powiedzenia. Teksty są.. płaskie. Manifest z „Prawa ponad prawem” denerwuje populizmem, „Urodzeni w krzyku, wychowani w buncie” uderza natłokiem ogólników i prawd oczywistych, których świadom jest nawet losowy reprezentant szkół podstawowych w Polsce, natomiast inne pojedyncze przypadki powodują lekkie grymasy na twarzy, bo są napisane nieumiejętnie i nierzadko oparte na bardzo wymuszonych rymach. Jak na ironię storytelling wyszedł Bezczelowi naprawdę nieźle („Zatrutych Uczuć Woń”). Mimo że nawija wtedy niemal identycznie jak Sokół (nawet akcentuje podobnie) potrafi zaskoczyć i przykuć uwagę. Plastyczne, dokładne opisy i niezła (choć lekko oklepana) puenta zdały egzamin w stu procentach. Musze się jednak przyczepić do jednego aspektu, otóż Bezczel zdecydowanie zbyt często przeklina. Od nadmiaru wulgaryzmów uszy aż puchną, bo ich nawał przekracza wszelkie normy. Bez przesady, no naprawdę.

Warto powrócić do tematu flow ów rapera, gdyż zasługuje on na szersze omówienie. Mało mamy bowiem na polskiej rapscenie zawodników płynących off-beatowo, a Bezczel porusza się po podkładach w takim właśnie stylu. Co więcej, wychodzi mu to bardzo dobrze i z pewnością oryginalnie. Długość poszczególnych linijek zmusza do dość szybkiego nawijania w każdym utworze, na dodatek często słychać udanie przyspieszenia. Od strony technicznej białostoczanin również nie odstaje od reszty; rymy podwójne są niezłe i występują w sporym natężeniu.

Muszę ponarzekać trochę na dobór samych bitów na płytę. Niektóre, i owszem, prezentują się całkiem nieźle, jak okraszony świetnym samplem „Anioły i Demony”, „Zatrutych uczuć Woń” BobAira, czy też bengerowy „Wszystko czego potrzebuję” spod ręki Chmuroka. Większość to jednak żadna rewelacja i na pewno producenci mogli dłużej nad nimi pomyśleć. 5 lat temu pewnie nie byłoby powodów do kręcenia nosem, ale jak na 2013 rok poprzeczka stoi dramatycznie nisko. To gospodarz uratował instrumentale, nie na odwrót, co zdarza się wybitnie rzadko. Asłuchalna nawalanka w „Rzeźnii” oraz żenująco amatorski przedostatni track dopełniają obrazu nędzy. A Pianina mam już serdecznie dość, weźcie się zlitujcie.

Występów gościnnych mamy sporo, a wyróżniającymi się spośród nich postaciami okazują się Ero, Sitek oraz Pyskaty. Poziom trzymają jeszcze Ede, VNM i Poszwixxx. Notabene wszystkich przed chwilą wymienionych spotkamy w jednym utworze. Reszta to chyba jakiś żart. Paluch zapętlił się totalnie i na każdym feacie gada to samo, Słoń wciąż nie potrafi rapować, Cira przesadził z szybkością, Joter to definicja monotonii, PTP jest jak zwykle najgorsze na świecie, a Kroolik majaczy coś o ogrodach botanicznych. O Sobocie nawet nie wspominam, bo nie wiem czy traktować to jako zwrotkę, czy może kabaret.

Jako przekąska przed poważniejszymi produkcjami „A.D.H.D” sprawdza się idealnie. Największe powodzenie wróżę w okres wakacji, gdy nikt nie ma zamiaru odkrywać kolejnego dna kawałka Laika i woli się raczej oddać w szpony całkowitego lenistwa. Ponadto czuć spory progres u Bezczela, bo umiejętnie używa swojego ciekawego flow. Dla fanów Fabuły pozycja obowiązkowa.

Autor: Artur Adamek

 

Polecane