Koncerty rozpoczęła krótko po godzinie 16:00 załoga z Last Blush grając mocno elektronicznie na scenie Red Bulla. Zaraz po nich wystartowała scena główna nieprawdopodobnie energetycznym występem formacji Neo Retros.
Jako druga na scenie głównej pojawiła się grupa Hooverphonic. Zespół szybko zaskarbił sobie sympatię publiczności, nie tylko nastrojową muzyką, ale również poczuciem humoru Alexa Callier`a i jego wyznaniami miłości. Basista zaraz po tym, jak przywitał się z widownią słowami po polsku „Cześć! jak się macie?”, zawołał do jednej z dziewcząt pod sceną „Podobasz mi się”. Następnie kokietował znajomością takich polskich zwrotów jak „kocham cię, kochanie moje” i „Kocham cię, moja piękna, droga”. Zespół zagrał przede wszystkim utwory z ostatniej płyty The Night Before – nagrane z nową wokalistką Geike Arnaert, ale nie zabrakło również największych przebojów z wcześniejszej dyskografii. Niezwykle efektownie zabrzmiał utwór „Man About You”, przełamany znanym wszystkim głównym motywem z „Jeziora Łabędziego” Piotra Czajkowskiego. Ostatni utwór „Sometimes” zadedykowali Grace Jones.
Podczas występu Moniki Brodki królowały utwory z ostatniego albumu „Granda”, który jest swoistym zwrotem w karierze wokalistki. Koncert, podobnie jak i płyta, kipiał klubową energią, młodością i folkiem z postpunkową nutą. Wokalistka uprawiając wokalną ekwilibrystykę, wypełnioną emocjami i niezwykłą energią nie pozwalała publiczności nawet na chwilę stać w miejscu. Brodka odświeżyła swój przebój „Ten”, w sposób spójny ze stylistyką płyty i całego koncertu, zaśpiewała także wielki przebój Tanity Tikaram „Twist In My Sobriety”, pokazując niebywałą klasę ale i niejako odkrywając ten utwór na nowo. Ubrana w futurystyczno-folkowy kostium, w towarzystwie charakterystycznych dla jej występów reniferów zabrała publiczność na bardzo ciekawą muzyczną wyprawę.
Kolejna na głównej scenie pojawiła się jedna z najciekawszych polskich wokalistek – Ania Dąbrowska. Swoim fanom na bydgoskim festiwalu zafundowała chwilę nostalgii, wprowadzając wszystkich w wyrafinowany świat muzyki filmowej oraz akustycznych brzmień. Lekko, miękko, niemal intymnie zaśpiewała wspaniałe „Silent Sigh” czy „Bang Bang” z ostatniej płyty Ania Movie. Nie zabrakło także wcześniejszych przebojów jak „Nigdy więcej nie tańcz ze mną”, „Charlie, Charlie” czy nie mniej urokliwego „Trudno mi się przyznać”. Nie bez znaczenia dla sukcesu tego występu były znakomite aranżacje wzbogacone sekcją dętą i świetni muzycy.
Córkę Stinga i aktorki Trudie Styler – Coco Sumner publiczność przywitała śpiewając sto lat z okazji jej 21 urodzin. Wokalistka, liderka projektu I Blame Coco, multiinstrumentalistka a także kompozytorka odwzajemniła się rockową energią i przebojowymi kompozycjami z płyty „The Constant”. Mogliśmy usłyszeć m.in: „Quicker”, „In Spirit Golden” oraz „Self Machine”. Kolejne wykonania utworów dopełniła oprawa sceniczna – dziesiątki mrugających, ostrych świateł, które nie pozwalały wytchnąć tańczącej pod sceną publiczności.
Wraz z I Blame Coco atmosfera festiwalu skręciła w kierunku rock’n’rolla. Taki też, niezwykle energetyczny, koncert zagrała londyńska formacja Razorlight. W ciemności sceny rozbłysło kilkaset żarówek ułożonych w nazwę Razorlight, publiczność entuzjastycznie zareagowała już od pierwszych dźwięków. Nie zabrakło doskonale wykonanej piosenki „A Girl Like You” z repertuaru Edwyna Collinsa, ani – naturalnie – najpopularniejszego utworu grupy „America”. Charyzmatyczny wokalista Johny Borell zszedł ze sceny i bawił się razem z publicznością, pośród roztańczonych, rozemocjonowanych, krzyczących i bijących brawo fanów (a zwłaszcza fanek ). Jedna z nich wręczyła mu bukiet kwiatów.
„Chcę ten wieczór dedykować Amy Winehouse… miała tutaj być… gram ten koncert dla niej.. to moja ulubiona artystka!” – tymi słowami rozpoczęła swój występ Grace Jones. Również Ania Dąbrowska, także w imieniu organizatorów, wspomniała wybitną wokalistkę poświęconym jej krótkim, czarno-białym, filmowym kolażem. Monika Brodka zadedykowała Amy przebój Cyndi Lauper „Girls Just Wanna Have Fun” słowami: „mam nadzieję, że tam jest lepiej i ma nieustającą nirvanę”.
Grace Jones wyglądała i zagrała rasowo. Zaśpiewała potężnym głosem do perfekcyjnie zagranej muzyki. Przemyślane pod każdym względem show, szokujące, futurystyczne kreacje, odważna choreografia złożyły się na majstersztyk o jakim nie sposób zapomnieć. Nie mogło i nie zabrakło utworów z ostatniego albumu „Hurricane”, uważanego przez wielu za najwybitniejszy w jej karierze. Śmiała, prowokatorska sześćdziesięciolatka eksponowała piękne ciało modelki tańcząc przy rurze ustawionej na obrotowej platformie przy cudownym „Libertango”, czy kręcąc hula hop podczas całego „Slave To The Rhythm”. W zawładnięciu bydgoską publicznością nie przeszkodził jej ani deszcz, ani późna pora. Artystka wystąpiła na tle teatralnej scenografii z zawieszonym nad estradą podnośnikiem, kilka razy podczas występu zmieniała kreacje i maski. Głównym elementem garderoby były rozpoznawalne dla Grace awangardowe nakrycia głowy – jak na przykład imitacja irokeza lub lśniący, wysadzany kryształkami melonik. Grace Jones zeszła również do publiczności, by uściskać fanów. Wówczas w powietrze wystrzeliło złociste konfetti.
„Dziękuję” powiedziała po polsku na koniec gwiazda.
Artyści ARTPOP Festival zagrali na dwóch scenach, których program ułożony był w taki sposób, by muzyka nie milkła, a widzowie nie nudzili się podczas zmian sprzętu na głównej scenie. Red Bull Tour Bus dostarczył niezapomnianych elektroniczno-klubowych wrażeń poczynając od Lust Blush, poprzez Fireinthehole, Skinny Patrini a kończąc na chilloutowej nieco, choć wciąż bardzo energetycznej Sofie.
Ideą ARTPOP Festival było zgromadzenie na jednej imprezie najlepszych popowych wykonawców o charyzmatycznej osobowości i indywidualnym stylu, którzy nadają temu gatunkowi zupełnie nowe znaczenie. Tradycyjnie już imprezie towarzyszyły wydarzenia kulturalne. Dzień przed festiwalem, 29 lipca, muzyczno-filmowo-teatralna rozgrzewka nawiązywała do tradycji Smooth Festival’u, z którego ARTPOP się wywodzi i miała miejsce na zabytkowej, niedawno zrewitalizowanej Wyspie Młyńskiej.
Pomimo niesprzyjającej pogody w magicznej aurze Wyspy Młyńskiej odbyła się Noc Kina, na Red Bull Tour Bus zagrały dwie wyjątkowo nowatorskie, alternatywno – elektroniczne formacje: eksperymentujący z brzmieniami Öszibarack oraz neuro’n’rollowy Hellow Dog. świetnie dobrany repertuar, duża dawka pozytywnej energii była świetnym podprowadzeniem pod sobotnie koncerty.
W Teatrze Polskim tymczasem w piątkowy wieczór odbyła się wyczekiwana premiera „Szwoleżerów” Artura Pałygi w znakomitej reżyserii Jana Klaty. „W tym sporcie znajduję wartości, których nie ma już w powszednim życiu.” – mówi w monologu otwierającym spektakl jeden z bohaterów – „Pasję i namiętność. Dlatego jeśli mnie spytacie czy to będzie opowieść o sporcie, odpowiem nie, to nie będzie opowieść o sporcie. To będzie opowieść o pasji i namiętności! O życiu i o śmierci! O miłości i o nikczemności!” „Szwoleżerowie” to mocny spektakl ostro grających aktorów, zarówno w warstwie tekstowej jak i ekspresyjnej. Ale także i granej na żywo oprawie muzycznej. Ścieżkę dźwiękową specjalnie na potrzeby tego przedstawienia skomponował bydgoski zespół Polish Chammers.