Nie chcę Wam szczególnie opowiadać o każdym numerze. Znacie je pewnie wszystkie. Chciałem, by dziś było raczej klasycznie. I by pokazać to co nowe na tle tego, z czego pewnie wyrosło. A że muzyka jest jedna i dzielenie jej na gatunki nie ma sensu (wiem, głupie zdanie w kontekście tytułu „Rock co krok”), otwieram audycję jednym i tym samym numerem zamykam. Ale w jakże innych wersjach. Zamiast opowiadać Wam dobrze znane wszystkim ciekawostki, opowiem scenkę sprzed kilku dni. Nikt z Was nie miał szansy być jej świadkiem. A ja byłem. I zapamiętałem ją dla Was.
***
W minionym tygodniu robiliśmy trochę wywiadów dla CGM.pl. Przy okazji ich realizacji dochodzi czasem do niecodziennych spotkań. I tak w sobotę na tarasie z widokiem na śródmieście spotkali się Robert Brylewski, R.A.U i LJ Karwel. No i ja. Kompletnie różne światy, pokolenia, fascynacje muzyczne. Palimy szlugi.
Brylu pyta się chłopaków: co gracie? Rap?
– No, w hip-hopie siedzimy…
– O, pamiętam Grandmaster Flasha. Jak to usłyszeliśmy na początku, to od razu powiedziałem… to jest dobre, to jest ciekawe. Jest ok.
Chłopaki nieco zdziwione. Nie wiem, czy w ogóle wiedzą, z kim rozmawiają. Jak się sobie przedstawiali, to Brylu powiedział po prostu: Robert. Ale widzę, że zaintrygowani. Brylu ciągnie dalej…
– Pamiętam początki. W 1988 roku. Chyba. W północnym Londynie było od zajebania pirackich rozgłośni. Zwłaszcza hiphopowych. W mono nadawali, bo taniej. Co tam leciało, to jakiś kosmos był. Underground undergoundu. Kompletnie. Żadnych kompromisów. A tych stacji to było multum. Po roku to nawet BBC grało rap. Ale taki inny. Ładny. Grzeczny. Sterylny. A piraci jechali wtedy po bandzie, bez znieczulenia… – Robert znieczula się kolejnym machem…
– I siedzimy kiedyś w późnym wieczorem. Sytuacja czysto towarzyska. Gość z radia podaje numer. Nie zwracaliśmy uwagi. Potem leci następny i następny. I tak cała strona płyty do końca doszła. Zorientowaliśmy się dopiero, jak igła dotarła do ostatniego rowka i przeskakiwała. Pyk…. Tyk… Pyk…. Tyk… Pyk…. Tyk… Pyk…. Tyk…. Kurwa, didżej zasnął w radio! Hehe, pewnie się porobił dobrze. Pyk…. Tyk… Pyk…. Tyk…. Wracamy na te fale nad ranem, a tam: Pyk…. Tyk… Pyk…. Tyk…. I nagle odzywa się didżej: „O sorry, przysnęło mi się, lecimy dalej!”.
Śmiejemy się. Brylu się zaciąga, a R.A.U wypala:
– Pyk…. Tyk…. Minimalizm taki. Transowo…
– To też magia radia – pomyślałem. Wróciliśmy przed kamerę.