Zawsze chciałem pracować w radio… playlista Artura Rawicza

Rock co krok - vol. 001.


2014.12.15

opublikował:

Zawsze chciałem pracować w radio… playlista Artura Rawicza

Kurde, zawsze chciałem pracować w radio, ale nigdy mi się nie udało. Za cienki jestem. Tu Was będę katował. Jak ktoś chce. Przymusu nie ma. Ale radio to magia. Zwłaszcza autorskie audycje. Kiedyś były dla mnie bardzo ważne.

Nie chcę Wam szczególnie opowiadać o każdym numerze. Znacie je pewnie wszystkie. Chciałem, by dziś było raczej klasycznie. I by pokazać to co nowe na tle tego, z czego pewnie wyrosło. A że muzyka jest jedna i dzielenie jej na gatunki nie ma sensu (wiem, głupie zdanie w kontekście tytułu „Rock co krok”), otwieram audycję jednym i tym samym numerem zamykam. Ale w jakże innych wersjach. Zamiast opowiadać Wam dobrze znane wszystkim ciekawostki, opowiem scenkę sprzed kilku dni. Nikt z Was nie miał szansy być jej świadkiem. A ja byłem. I zapamiętałem ją dla Was.

***

W minionym tygodniu robiliśmy trochę wywiadów dla CGM.pl. Przy okazji ich realizacji dochodzi czasem do niecodziennych spotkań. I tak w sobotę na tarasie z widokiem na śródmieście spotkali się Robert Brylewski, R.A.U i LJ Karwel. No i ja. Kompletnie różne światy, pokolenia, fascynacje muzyczne. Palimy szlugi.

Brylu pyta się chłopaków: co gracie? Rap?

– No, w hip-hopie siedzimy…

– O, pamiętam Grandmaster Flasha. Jak to usłyszeliśmy na początku, to od razu powiedziałem… to jest dobre, to jest ciekawe. Jest ok.

Chłopaki nieco zdziwione. Nie wiem, czy w ogóle wiedzą, z kim rozmawiają. Jak się sobie przedstawiali, to Brylu powiedział po prostu: Robert. Ale widzę, że zaintrygowani. Brylu ciągnie dalej…

– Pamiętam początki. W 1988 roku. Chyba. W północnym Londynie było od zajebania pirackich rozgłośni. Zwłaszcza hiphopowych. W mono nadawali, bo taniej. Co tam leciało, to jakiś kosmos był. Underground undergoundu. Kompletnie. Żadnych kompromisów. A tych stacji to było multum. Po roku to nawet BBC grało rap. Ale taki inny. Ładny. Grzeczny. Sterylny. A piraci jechali wtedy po bandzie, bez znieczulenia… – Robert znieczula się kolejnym machem…

– I siedzimy kiedyś w późnym wieczorem. Sytuacja czysto towarzyska. Gość z radia podaje numer. Nie zwracaliśmy uwagi. Potem leci następny i następny. I tak cała strona płyty do końca doszła. Zorientowaliśmy się dopiero, jak igła dotarła do ostatniego rowka i przeskakiwała. Pyk…. Tyk… Pyk…. Tyk… Pyk…. Tyk… Pyk…. Tyk…. Kurwa, didżej zasnął w radio! Hehe, pewnie się porobił dobrze. Pyk…. Tyk… Pyk…. Tyk…. Wracamy na te fale nad ranem, a tam: Pyk…. Tyk… Pyk…. Tyk…. I nagle odzywa się didżej: „O sorry, przysnęło mi się, lecimy dalej!”.

Śmiejemy się. Brylu się zaciąga, a R.A.U wypala:

– Pyk…. Tyk…. Minimalizm taki. Transowo…

– To też magia radia – pomyślałem. Wróciliśmy przed kamerę.

Polecane