Na pierwsze demo, które otrzymał od Slasha i spółki, Weiland zareagował bez entuzjazmu. „Brzmieli jak reprezentanci klasycznego rocka z naleciałościami Bad Company”, pisze w autobiografii artysta, „a ja nigdy nie lubiłem Bad Company. Nie chciałem być jednak niemiły, więc odpisałem: << Kilka kawałków jest w porządku, ale wyślijcie mi jeszcze jedno CD, gdy będziecie mieli nowe piosenki >>”.
Jakiś czas później przyszło kolejne demo, jak przekonuje Weiland, „utrzymane w stylu Stone Temple Pilots”. W końcu nadszedł czas na pierwszą wspólną próbę: „Byłem zachwycony tym, jak wspaniały kontakt złapaliśmy ze sobą. Polubiłem ich dzikość i zaangażowanie. No i Slash… To niesamowite uczucie, gdy grasz z gościem, który był twoim idolem w latach 80. Prawda jest taka, że miałem wiele wspólnego z tymi ludźmi – z mroczną przeszłością włącznie”.
Przypomnijmy, że Weiland opuścił VR w 2008 roku. Od tamtego czasu zespół nie może znaleźć nowego wokalisty.