foto: facebook.com
Kariera Tomba jest jedną z najdziwniejszych w polskim rapie. Gracz o gigantycznym potencjale nagle znika na długie miesiące, potem wraca, ale jednak nie wraca, angażuje się w beefy, znowu znika, pojawia się na Fame MMA, by znowu zniknąć itd. W ostatnich tygodniach Tomb znów jest aktywny, publikuje nowe numery, mimo iż jeszcze niedawno zapowiadał, że skończy z rapem.
Kiedy związany z SB Maffiją raper podpisał kontrakt fonograficzny ze Stoprocent, wydawało się, że jego kariera dopiero nabiera rozpędu. Później pojawił się jednak ciągnący się długo za Tombem problem z niewysłaniem 300 płyt zamówionych i opłaconych przez fanów. Po tej aferze środowisko skazało Tomba na banicję. On sam mówi dziś, że i tak uznał, że ze strony branży hip-hopowej nie czeka go wiele dobrego.
– Miałem przeróżnych fanów z przeróżnych środowisk, ale gdy ta zmiana we mnie zaszła, zacząłem zauważać osoby z mojego najbliższego otoczenia z branży, z którymi współpracowałem, zacząłem widzieć, że to nie są moi przyjaciele tylko to są osoby interesowne. Sytuacje, które się działy w głowie, przetrawiłem sobie w inny sposób, zobaczyłem je inaczej i narastało to we mnie mniej więcej rok, bo bałem się podjąć kroki, od których nie będzie odwrotu – mówi w opublikowanym na kanale TagenTV Tomb.
Wykluczenie poza środowisko rapowe wiązało się dla artysty z ograniczeniem dochodów. Artysta przyznaje, że nie był to dla niego problem, ponieważ zmieniły mu się priorytety w życiu.
– Przestałem potrzebować takich zarobków jak wcześniej. Potrzebowałem dużych zarobków, aby czuć się dobrze, to nie było mi niezbędne do życia. Te wszystkie rzeczy przykrywały moje kompleksy, musiałem być ubrany za 10 tys. zł, żeby czuć się dobrze. Te pieniądze wydawałem na m.in. na narkotyki, alkohol. Trzy dni w tygodniu w domu potrafiło mnie nie być, miałem koncerty – wspomina.