The Kills wystąpią 8 maja w warszawskiej Stodole. Sprzedaż ogólna biletów rozpocznie się w piątek, 24 listopada na TicketClub.pl o godzinie 10:00
Niezależnie od tego, czy szukamy, czy nie, wszyscy gdzieś spotykamy Boga. Może znajdować się w naturze. Może odnajdziemy go w kościele. Może znajdować się również w metawszechświecie. Każdy z nas znajduje coś innego. Co do tego, gdzie może być Bóg, The Kills nie dają jednoznacznej odpowiedzi, jednakże – duet Alison Mosshart [wokal] i Jamie Hince [gitara], brzmią, jakby już się z nim spotkali. Jak inaczej można wytłumaczyć zadawane przez wokalistkę pytania oraz odpowiedzi pomiędzy bluesowo-soulowym wokalnym katharsis i oszałamiającymi, płynnymi dźwiękami gitary na szóstym pełnym albumie duetu – „God Games” [Domino].
„Chciałem napisać płytę z bezbożnymi pieśniami duchowymi” – mówi Jamie. „W rzeczywistości jestem ateistą. Jednak twórczo bardzo często bawię się Bogiem. Podobało mi się odnajdowanie równowagi pomiędzy tymi przeciwieństwami”.
„W tej sferze trudno jest być nieuczciwym” – wyjaśnia Alison. ” To pamiętnik z ostatnich siedmiu lat. Dla nas to kawał czasu”.
The Kills stali się międzynarodowymi gwiazdami rocka, nadając rytm gatunkowi, kształtując brzmienie tej epoki i na nowo definiując, czym może być muzyka rockowa w XXI wieku. Ich albumy takie jak: „Keep On Your Mean Side” [2003], „Midnight Boom” [2008] i „Blood Pressures” [2011], osiągnęły setki milionów streamingów oraz odtworzeń. Ostatnio „Ash & Ice” [2016] jak się okazało przyniósł fanom ich ulubione utwory, w tym: „Doing It To Death” i „Heart of a Dog”. Wzbudzając uznanie krytyków, serwis Pitchfork okrzyknął ten album „ambitną produkcją, obejmującą wszystkie wcześniejsze dokonania zespołu”, a serwis DIY ocenił go na „4 gwiazdki”. Zespół jest niezwykłą naturalną siłą, która może koncertować z Queens of the Stone Age lub Guns N’Roses, jednocześnie podbijając Coachellę. Co więcej, ich muzyka pojawiła się w dziesiątkach seriali telewizyjnych i filmów, w tym w nominowanym do Oscara® „Children of Men”.
Po powrocie do domu z trasy w 2019 roku, Alison i Jamie zaczęli pisać materiał, z którego powstało „God Games”. Jak jednak mówi stare porzekadło: „Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach”, nie mogło być bardziej trafne.
„Zaczęliśmy dzielić się pomysłami i nagle pojawiła się Pandemia” – kontynuuje Alison. „Była taka dziwna luka, w której wszechświat zapadł się gdzieś pośrodku albumu. Czasami trzeba zagłębić się w niewygodne rejony, aby uzyskać coś pozytywnego. Czuję, że udało nam się to na tej płycie”.
„Pośród tego pustego czasu był moment, w którym droga dla kreatywnych była naprawdę otwarta” – zauważa Jamie. „Mogliśmy pozwolić sobie na spróbowanie nowych rzeczy, których nie moglibyśmy zrobić w innych okolicznościach i naszym standardowym, napiętym harmonogramie. Chciałem pisać z innej perspektywy. Zaczynałem dema z klawiszami i dźwiękami trąbki. Początkowo zamierzałem stworzyć projekt o charakterze niezależnym, ponieważ zależało mi na muzyce, która nie przypominałaby The Kills. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że to jest właśnie The Kills”.
Przekraczając granice, Jamie zachęcił Alison, by „kupiła keyboard za 100 dolarów i spróbowała pisać”. Dzięki temu dodała kolejne kreatywne narzędzie do swojego repertuaru, podczas gdy on bawił się teksturami, dźwiękami i „komponował na gitarze mniej niż kiedykolwiek”, wybierając po raz pierwszy przede wszystkim pianino. Połączenie tych dwóch sił dało albumowi odrębną dźwiękową tożsamość, nową ścieżkę ukształtowaną przez wspólną artystyczną więź.
The Kills przypadkowo przenieśli się do starego kościoła (trochę ironiczne, prawda?), gdzie nagrywali ze starym przyjacielem i nagrodzonym przez Akademię® oraz GRAMMY® producentem – Paulem Epworthem [Adele].
„Paul był naszym pierwszym dźwiękowcem w 2002 roku” – wspomina Jamie. „Ponieważ był z nami, gdy mieliśmy dwa wzmacniacze, żarówkę i kilka mikrofonów w furgonetce, wszystko wydawało się idealne. Wiedział, jak daleko to wszystko zaszło i potrafił prześledzić nasz rozwój”.
Otwierający singiel „New York” przywołuje na myśl klasyczne The Kills z charakterystycznym gitarowym riffem przerywanym dramatycznymi uderzeniami instrumentów dętych i dudniącym rytmem. Alison powraca do swojego bluesowego brzmienia, gdy rapuje: „Hej, smakujesz jak Nowy Jork przed burzą”.
„To była jedna z piosenek, które napisałam na badziewnym keyboardzie” – uśmiecha się. „Napisałam piosenkę miłosną na cześć Nowego Jorku. Jamie pokazał mi riff, a ja na to: „Możesz się odwalić?! To jakieś szaleństwo” – śmieje się.
„LA Hex” zawiera warstwę wypaczonych trąbek na szybkim tempie. Oddech Alison w stylu mówionych słów natychmiast urzeka, podkreślony chóralnymi harmoniami.
„Na początku nie wyjmowałem gitary z futerału” – zdradza Jamie. „Bawiłem się tymi zwariowanymi dźwiękami i nie wiedziałem, jak możemy je włączyć, ale Alison powiedziała: „O mój Boże, to jest niesamowite!”. To była nasza nowa ścieżka”.
„Kiedy usłyszałam, dokąd zmierza, dodało mi to pewności siebie, by pisać dalej” – wspomina. „”LA Hex” wyznaczył pewne granice i nadał ton”.
Następnie jest „103”. Klawiatury piszczą w rytm klaskania tylko po to, by ustąpić miejsca zniekształconemu refrenowi. „Jechałam tam i z powrotem z Los Angeles do Nashville w pandemii” – opowiada Alison. „Na zewnątrz było tak gorąco. Panowała apokaliptyczna atmosfera. Przypominało to trochę mroczną, pokręconą piosenkę miłosną”.
Utwór „Wasterpiece” charakteryzuje się optymistycznym odbiciem, a linia basu napędza dynamiczny wokal.
„Tekst piosenki mówi o kilku rzeczach” – kontynuuje Jamie. „To mieszanka uczuć związanych z byłą dziewczyną i marzeniami. Można to interpretować na kilka różnych sposobów”.
„Dla mnie stanowi medytację nad czasem, miejscem i emocjami” – zauważa Alison. „Podobnie jak obraz, natura piosenki ciągle się zmienia i zaczyna nas inspirować – a nie my ją. Nasza ulubiona muzyka tak właśnie robi”.
„My Girls My Girls” łączy liryczną gitarę z perkusyjnym tłem, wtapiając się w chemię chóru Compton Kidz Club. „Chodzi o ludzi, których zawiodłem” – przyznaje Jamie. „Spotykam ich na dalszej drodze. Z chórem tworzy się przyjemna mantra”.
„To, co trzyma ten zespół razem, to miłość i wiara w dwoje ludzi” – podsumowuje Jamie. „Ona sprawia, że często płaczę, gdy [Alison] mówi do mnie, kiedy jestem przygnębiony. Minęło ponad dwadzieścia lat i powiem: „Nasz związek jest niesamowity””.
„Nie ma dnia, w którym nie rozmawialibyśmy przez telefon co najmniej cztery razy” – kończy Alison. „Dbamy o siebie nawzajem. Zmuszamy się do bycia lepszymi. Jesteśmy dla siebie cierpliwi. Nasze relacje są oparte na doskonałej współpracy i nieskończonej kreatywności; to coś naprawdę wspaniałego”.