– Fakt jest taki, że przetrwałem i wciąż nagrywam – powiedział Ozzy „Metro”. – Zrobiłem w życiu parę głupich rzeczy, miałem też kilka dobrych momentów. Możliwość tworzenia na własny, solowy rachunek traktuję jako osiągnięcie. A sukcesu nie uważam za coś oczywistego.
Dziś bardzo pewny swojego dorobku Ozzy nie od początku był bestią na scenie. – Pewnego razu, na początku kariery graliśmy w Donington. Pojawiłem się przed publicznością, ale mojego głosu nie było ze mną. Nic nie mogłem z siebie wykrztusić – wspomniał muzyk. – W przeciwieństwie do gitary czy perkusji ja nie mogłem z tym nic zrobić.