fot. mat. pras.
Raperom – często słusznie – zarzuca się kopiowanie innych artystów. Twórcy z Polski często słyszą, że są naśladowcami artystów ze Stanów Zjednoczonych czy z Francji. Sokół raczej nie musiał się zmagać z podobnymi uwagami, ponieważ zawsze był na tyle charakterystyczny, że nikt nie był chyba w stanie znaleźć jego odpowiednika na zachodnich scenach. W wywiadzie dla Culture.pl przyznaje, że już w czasach Zip Składu ogromnie ważnym było dla niego to, by nie naśladować raperów ze Stanów.
– W ZIP Składzie nie było na to żadnej zajawy, wręcz mocno cisnęliśmy z chłopakami, którzy tłumaczyli jeden do jednego amerykańskie zwroty na polski.
Dzisiaj młodzi robią to o wiele częściej, niestety. Nigdy się tym nie zajaram. Te wszystkie amerykanizmy i spolszczanie tych amerykanizmów. Dotyczy to także bitów, nawet teledysków. Dla mnie to po prostu jest durne. Ludziom, którzy nie znajdą swojego stylu, wróżę niestety upadek. Co będą robić? Zmieniać się, tak samo jak zmienia się amerykański rap? – zastanawia się w rozmowie z Filipem Lechem.
Kiedy dziennikarz zasugerował, że wielu artystów tak robi i regularnie dostosowuje się do panujących trendów, raper skomentował:
– Kameleony. Ale na naszej scenie jest naprawdę sporo ciekawych osób wprowadzających własne patenty. Wolę być entuzjastą, szkoda czasu na rzeczy beznadziejne. Na tym staram się skupiać.
No bo ciężko powiedzieć dzisiaj, że np. Quebonafide jest kopią jakiegoś amerykańskiego rapu. Jest na takim etapie, że nie musi tego w ogóle robić i swobodnie eksperymentuje z różnymi rzeczami. Nawet największa dziś gwiazda Mata nie kopiuje, choć zdarza mu się iść na łatwiznę przy wyborze muzyki. Można różnie do Maty podchodzić, ale należy mu się duży szacunek za to, że się w ogóle nie boi i na wszystko sobie pozwala. Chyba nikt nie jest w stanie przewidzieć, co on za chwilę zrobi, nie da się go zamknąć w jakimś pudełeczku, lubię to.
„Za naszych czasów” też byliśmy po swojemu bezkompromisowi, ale w zupełnie inną stronę, przełamywaliśmy bariery poruszania pewnych tematów, mówienia pewnym językiem, który za chwilę stał się tak naturalny, że już nikt na to nie zwracał uwagi. Dzisiaj artysta ma o wiele większą swobodę – taki Mata mógłby wyjść przebrany za wielkie gówno na teledysku albo rozebrać się i zagrać cały koncert nago z doklejonymi cyckami. Nikt nie będzie miał o to pretensji, wszyscy będą zachwyceni, że przekracza kolejne granice. To jest ciekawy moment dla hip-hopu w Polsce i właśnie zaraz okaże się, kto i jak potrafi to wykorzystać. My, gdybyśmy nawet chcieli – byliśmy innym odłamem rapu, tym o wiele bardziej nawiązującym do codzienności i zżytym z osiedlowym klimatem – to nie moglibyśmy sobie na takie rzeczy pozwolić, byliśmy jednak spętani pewną konwencją. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, po prostu zauważam tę zmianę.