foto: P. Tarasewicz
Niedawny odcinek podcastu PRZEmiana z udziałem Krzesimira Dębskiego dobił się w mediach szerokim łukiem. Artysta mówił w nim m.in. o pomyśle na zmianę polskiego hymnu, hitach, których dziś się wstydzi, o Annie Jurksztowicz, z którą rozwodzi się od kilku lat oraz o Jimku. Z rozmowy wyniknęło, że ojciec nie ma najlepszego zdania o dokonaniach syna.
– No można się cieszyć z tego, że znalazł swoje poletko. Jest to właściwie inny świat zupełnie. Nożyczki i się wycina fragmenty innych utworów, innych autorów. Na pewno bym wolał, żeby pisał swoje utwory. A to jest troszeczkę łatwizna i świat dodawania bitów. Ja to robiłem, jak się wygłupiałem w filharmoniach, gdy robiłem na bisy na „Dumkę na dwa serca”. Robiłem to jako żart, a potem się okazało, że to jest teraz popularne i to jest prawdziwa jakaś sztuka wielka. Bardzo się dziwię – stwierdził.
Krzysztof Materna mówi o rodzinnym konflikcie
Dla syna taka opinia ojca z pewnością nie jest wymarzoną. Skąd tak brutalna ocena? Redakcja Plejady zwróciła się z tym pytaniem do Krzysztofa Materny, który zna obu artystów zarówno prywatnie, jak i zawodowo.
– Strasznie szanuje Radzimira. Wydaje mi się, że tylko ze względu na pewien konflikt rodzinny ta wypowiedź ojca nie jest do końca obiektywna, ale nie chciałbym się mieszać w całą tę sytuację.
Oczywiście, przy dorobku Krzesimira Dębskiego Jimek jest początkującym, utalentowanym chłopcem. Z tym że on zawsze był obiecujący – powiedział Materna.
– Nie śmiałbym też oceniać Krzesimira, bo jego dorobek w każdej dziedzinie muzyki: poważnej, kameralnej, chóralnej czy filmowej jest po prostu niebywały. Ma więc prawo mieć swój stosunek do twórczości syna. Ale dajmy Jimkowi szansę.
Jego jest bardzo trudno klasyfikować, bo Jimek jest przedstawicielem nowego pokolenia. Jego zainteresowanie hip-hopem czy próby nawiązywania do tego, plus dyrygentura, jego aranż – to jest po prostu inna materia. Ojciec, jako wybitny kompozytor, ma jednak prawo do oceny, nawet chłodnej – stwierdził rozmówca Plejady.