Przeczytaj fragment autobiografii Liroya

Książka w sprzedaży już w listopadzie.


2013.10.27

opublikował:

Przeczytaj fragment autobiografii Liroya

Oprócz fragmentu książki, Wydawnictwo Anakonda zaprezentowało także ostateczną wersję okładki. Uwagę zwraca zmiana „autobiografii” na „autobiogRAPię”. Okładkę oraz fragment biografii Liroya znajdziecie poniżej. Książka ma trafić do sklepów w połowie listopada.

{reklama-hh}

UCIECZKI – KRAKÓW

Kraków Główny przywitał nas niezłą pogodą o świcie, lało jak nigdy. Przesiedzieliśmy większość dnia na dworcu. Bujając się tak między peronami nadzialiśmy się na typów, którzy zdecydowanie przywłaszczyli sobie teren.

Pięciu kolesi w podobnym wieku do mnie, zaczęło się do nas przypierdalać. Zanim zdążyłem zareagować, Jacek walił już w pysk tego najwyższego i najbardziej pyskatego. Zrobiłem dokładnie to samo i zasadziłem z bani koleżce stojącemu obok mnie. Reszta uciekła.

Duży, wstając z ziemi, wydzierał się, że nas zajebią, ale już nie słuchaliśmy. Musieliśmy szybko znaleźć miejsce do kimania na najbliższą noc, albo zawijać się stąd dalej.

Na mieście pozostały jedynie klatki schodowe, nic nie znaleźliśmy, więc dzień chujowy.

Postanowiliśmy wrócić na dworzec i złapać pociąg do Zakopca. Rozkład jazdy uświadomił nam, że Zakopane chyba nam nie jest pisane tym razem. Zaczęły się intensywne poszukiwania innych kierunków.

Na dworcu zrobiło się trochę za dużo panów w mundurach, więc trzeba było ewakuować się na zewnątrz. Moją uwagę przykuły wagony stojące na bocznicy. Wyglądały na takie, które w podróż raczej się nie wybierają. Pytanie brzmiało – jak dostaniemy się do nich niezauważeni, skoro tyle mundurów dookoła?

Kiedy zapadła noc siedziałem zmarznięty i głodny za winklem obserwując, jak ruch na stacji zamiera.

Wreszcie nadarzyła się okazja. W ciemnościach przebiegliśmy na bocznicę i wbiliśmy się do jednego ze stojących tam wagonów. Po zamknięciu przedziału przyszedł czas na nasłuchiwanie, czy ktoś czasem nas nie słyszał.

Przedział był zajebisty, pierwsza klasa. Kanapy, zagłówki i nowiutkie metalowe półki na bagaż.

Te półki stały się idealnym miejscem na kimanie.

Położyliśmy się na przeciwległych półkach, utykając pod siebie co się da, bo metalowe półki na bagaż mają również swoje gorsze strony.

Pomyśleliśmy, że to genialny pomysł. Kiedy służby sprawdzają przedziały, to raczej świecą latarkami po kanapach. Plecak pod głowę i wreszcie sen. Spaliśmy na zmianę. Najpierw ja, potem Jacek. Trzeba było pilnować, czy ktoś nie idzie. Nad ranem usłyszałem, że kilka osób wchodzi do wagonu.

Obudziłem Jacka i wyczekiwaliśmy w półmroku.

Ktoś ostro szarpnął drzwi od przedziału i zaczął świecić latarką po wnętrzu.

Mieliśmy rację, góry nie widać. Kolesie wyszli z wagonu, a mnie serce zaczynało wracać z gardła na swoje miejsce. Kiedy wydawało się, że chwilę jeszcze pośpię, za oknem zauważyłem jakąś twarz. Miałem wrażenie, że ktoś obserwuje nas przez okno.

Szepnąłem do Jacka dokładnie w tym momencie, kiedy do przedziału wbiegła grupa mundurowych i zaczęła okładać nas leżących na tych półkach pałami. Zanim się zorientowałem siedziałem w milicyjnej Nysie, obolały od kopniaków i pałowania.

Zabrali nas na komendę i się zaczęło.

Podczas przesłuchania zgodnie, w dwóch oddzielnych pokojach, powiedzieliśmy, że jesteśmy braćmi Kulig, sprzedaliśmy im historię, że w drodze do rodziny z Zakopanego zostaliśmy okradzeni i dlatego spaliśmy na bocznicy (bo przecież gdzieś musieliśmy), czekając bez pieniędzy na kolejny pociąg do domu.

Każdej naszej ucieczce towarzyszył zawsze nasz trzeci kompan – list gończy, który rozsyłali za nami po kraju. Tym razem – jak się wkrótce okazało – do Krakowa dotarł również.

Cały czas wypytywali mnie o kradzieże na dworcu, nazwiska i inne pierdoły, o których nie miałem zielonego pojęcia. Tłumaczenie, że to mój pierwszy dzień w Krakowie tylko ich wkurwiało.

Po paru godzinach wypytywanek i bicia z liścia po pysku, odprowadzili mnie do celi.

Po dobie zapakowali mnie do kolejnej Nyski, w której siedział już Jacek.

Wieźli nas jakiś czas. Wysadzili nas z niej dopiero przed wejściem do ośrodka dla nieprzystosowanej młodzieży. Okazało się, że jesteśmy w Nowej Hucie.

Na wejściu zabrali nam wszystko to, co nam oddali chwilę wcześniej na komendzie w Krakowie. Kazali rozebrać się do naga i czekać. Staliśmy tak z gołymi dupami pośrodku czegoś na wzór izby przyjęć. Chujowo tak stać z kutasem na wierzchu pośród zgrai obcych, starych frajerów.

Przestałem sobie tym głowę zawracać w momencie, gdy przez drzwi wprowadzili zajebistą, starszą ode mnie o kilka lat laskę, której również kazali się rozebrać. Była już w sumie dojrzałą kobietą ze sporymi piersiami i delikatnym blond zarostem na piczce. Wpatrywałem się w nią, jakbym pierwszy raz w życiu zobaczył gołą babę. Spostrzegłem, że zerknęła na mnie i uśmiechnęła się zalotnie.

Zapomniałem zupełnie, gdzie się znajduję, liczyła się teraz tylko ona.

Szybko okazało się oczywiście, że ośrodek jest koedukacyjny.

Cele dziewczyn były w przeciwległych skrzydle, ale zajęcia ruchowe i te na świetlicy były wspólne. Widziałeś tę dupę? – zapytałem Jacka, kładąc się na pryczy w swojej nowej celi.

Nooo! A widziałeś te cyce i kota? – śmiejąc się odpowiedział Jacek.

Jakoś tu przeżyjemy, a jak się nadarzy okazja – spierdolimy.

Wcześnie rano, jak to mieli w zwyczaju, zwlekli nas z łóżek i kazali ustawić się pod celą.

Kiedy tak stałem przed celą w rządku w tych swoich za dużych ciuchach, czekając na wyjście do łazienki, jakiś frajer z korytarza zaczął wyzywać mnie od krasnali i śmiać się ze mnie.

Spojrzałem tylko na jego twarz, żeby ją dobrze zapamiętać i na Jacka, który śmiejąc się samemu z tej sytuacji spojrzał na mnie wymownie.

Kiedy weszliśmy do łazienki, jedynka koleżki poleciała w niepamięć do ścieku w umywalce razem z pastą do zębów i jego głupią miną. Jacek w tym czasie ostudził zapał jego koleżków.

Dwa dni później spokałem tę golaskę na świetlicy. Grałem akurat z Jackiem w szachy, gdy zaczęła do mnie machać, abym do niej podbił. Na świetlicy, która była dość spora, przesiadywało jednorazowo sporo dzieciaków. Mimo że byliśmy cały czas pilnowani okazało się, że dało radę na chwilę się schować. Kiedy podbiłem do laseczki, szybkim ruchem wciągnęła mnie za grube zasłony w kącie.

Zaczęła mnie całować i ścisnęła moją fujarę. Postanowiłem się odwdzięczyć i wsunąłem jej palec prosto w piczkę. Nie wiem jak ona, ale ja miałem jazdę życia. Nie przeszkadzało jej chyba zupełnie, że ja na te sprawy to jeszcze trochę za młody byłem.

Wszystko się skończyło, gdy Jacek zainteresował się, co my tam robimy, a zaraz za nim zaciekawił się tym jeden z kolesi nas pilnujących.

Dni uciekały. Każdego dnia wzywany byłem na obowiązkową rozmowę z jakimś fagasem, który starał się mi wytłumaczyć, że jestem zgniłym jabłkiem, które oni tu w ośrodku odrobaczą. Zawsze darł ryja, którego miał za każdym razem upoconego jak świnia. Mówił mi wciąż, że do osiemnastki będę cykał jak zegarek, że oni już o mnie tu odpowiednio zadbają.

Któregoś dnia wezwał mnie ponownie. Pierdolnął mi wykład o dyscyplinie i oznajmił, że opuszczam ośrodek. Na odchodne dojebał, że to jedynie na moment i że wkrótce się widzimy.

Nie pamiętam zupełnie, kto nas odebrał tego dnia. Wiem tylko, że dostałem po powrocie do domu wpierdol stulecia od starego. Wykrzyczałem staremu, że wolę do Nowej Huty niż tu siedzieć i patrzeć na niego. Prędzej Cię tu zabiję! – krzyknął do mnie stary, napieralając mnie pasem w twarz.

Chodziłem potem z rodzicami na Solną rozmawiać z kuratorem o mojej sytuacji. Na pierwszym spotkaniu zajebałem prosto z mostu o sytuacji na chacie. Ojciec, oczywiście lekko najebany, tylko powiedział, żebym przestał kłamać, spojrzałem więc na matkę szukając u niej potwierdzenia moich słów.

Kurator również spojrzał na nią wymownym wzrokiem – co Pani na to? Usłyszałem, że kłamię, a ojciec co prawda jest surowy, ale nie bije syna i nie znęca się nad nikim z naszej rodziny.

Tego wieczora straciłem całkowicie zaufanie do matki, która mimo wszystko była jedyną osobą, której dotąd całkowicie ufałem. Nie był to pierwszy raz, ale postanowiłem, że będzie ostatni.

Po latach w dniu mojego ślubu matka wyznała mi, że musiała tak się wtedy zachować, bo w innym wypadku trafiłbym do poprawczaka do momentu osiągnięcia pełnoletności.

Okazało się więc, że fagas w Nowej Hucie wiedział, co mówi.

Tagi


Polecane