– Sześć tygodni leżałam w hamaku na azjatyckiej wyspie. Morze przychodziło i odchodziło, a mi z ust ciekła ślina jak Nicholsonowi po lobotomii w „Locie nad kukułczym gniazdem”. Ukochany mnie karmił, a ja myślałam tylko o tym, żeby przestało boleć – czytamy w rozmowie. – Świadomość, że żyję – lub nie – bo tak zdecydowałam, była wyzwalająca. Pomyślałam: skoro mogę zdecydować, czy żyję, to może mogę też zdecydować, żeby przestało boleć?
Pomocna okazała się obecność męża. Peszek wykluczyła za to wiarę w jakikolwiek moce metafizyczne:
– Znam ludzi, którzy po takim przeżyciu stają się bardzo religijni. Mnie się wydawało upokarzające, gdybym do poradzenia sobie z samą sobą potrzebowała jakiejś siły wyższej. Świadomość, że daję radę bez tego była oczyszczająca. Zrozumiałam, że – przepraszam że to powiem – Bóg tylko człowiekowi przeszkadza, bo stwarza pozory, że czegoś nie musimy sami w tej rzeczywistości ogarniać. Odbiera nam ludzką siłę.
Rozmowa ta wstrząsnęła prawicowym publicystą Tomaszem Terlikowskim. Dziennikarz na swoim portalu Fronda.pl zamieścił wideo, w którym nazwał Peszek satanistką i zaapelował o modlitwę: „Muszę powiedzieć, że ciarki chodzą po plecach, ponieważ ten wywiad pokazuje niestety, jak głęboko takim naprawdę pełnym nihilizmem, by nie powiedzieć satanizmem przeniknięta jest Maria Peszek”.