Wokół wywiadu Krzysztofa Stanowskiego z będącym przez kilka dni w Polsce Shaquille’em O’Nealem urósł spory hype. Tym większym rozczarowaniem okazała się sama rozmowa, która przybrała formę nachalnej (przesadnie nachalnej) reklamy butów rapera, które można kupić w jednej z polskich sieci. Sam Stanowski przyznał, że materiał miał być czymś zupełnie innym niż stał się finalnie.
Wizyta Shaqa w Polsce stała się dla Hukosa okazją do opowiedzenia starej historii jego spotkania z koszykarzem w Stanach. – Tak się dziwnie składa, że dawno temu pracując w Nowym Jorku, miałem okazję spotkać Shaquille’a O’Neala osobiście, w co najmniej wyjątkowych okolicznościach – zaczyna raper, po czym przechodzi do opowiedzenia historii.
– Zatrudniłem się w firmie budowlanej i pracowaliśmy przy wykończeniówce apartamentu dla jakiegoś nowojorskiego milionera. 5. Aleja, 33 piętro z widokiem na Central Park, także samo serce Manhattanu i chata za miliony monet. Każdego dnia staraliśmy się zaparkować naszą robotniczą furgonetkę jak najbliżej miejsca pracy, co w Nowym Jorku nie jest takie proste i w porze lunchu o 12. godzinie schodziliśmy do niej, żeby zjeść w spokoju i schować się przed amerykańskimi upałami. Tego dnia również całą ekipą siedzieliśmy w naszym vanie i zajadaliśmy kanapki z Subwaya.
Ja akurat zjadłem szybciej, zapaliłem fajka i poszedłem na tył vana, poleżeć chwilę do końca przerwy śniadaniowej. Nagle kumpel, który siedział z przodu, krzyknął coś w stylu „o k***a Shaq idzie” i wybiegł z auta. Lubiliśmy sobie robić różne żarciki, więc w pierwszej chwili pomyślałem, że to wkrętka i sobie jaja robi. Jednak kumpel nie wracał, więc wstałem i też wyszedłem z wozu i szok, bo ziomek naprawdę stał na ulicy i rozmawiał z Shaqiem.
Najdziwniejsze w tej historii jest to, że Shaq był chyba bez żadnej ochrony, a może byli gdzieś schowani w odpowiedniej odległości. Tak przynajmniej to zapamiętałem. Jak mi minął początkowy szok, też podszedłem do Shaqa zbić pionę. Choć sam jestem duży i mam spore dłonie, to pamiętam, że dłoń Shaqa wydała mi się gigantyczna. Zrobiliśmy chyba sobie z nim zdjęcia, choć to były czasy jeszcze dosyć prymitywnych aparatów w telefonach.
Najlepsze w tej historii jest to, że Shaq nagle jak zwykły ziomek, budowlaniec usiadł sobie na tyłach naszej furgonetki i zaczął z nami gadać na luzie, skąd jesteśmy, co tu robimy i jak idzie robota. Na koniec zbiliśmy pionę i powiedział że musi lecieć. Przeszedł kawałek 5. Aleją i zniknął za rogiem.
Zaczęliśmy gadać podjarani z chłopakami, że co to za akcja w ogóle i co tu się właśnie od**bało. Minęło może z pięć minut i zza rogu znowu wyłonił się Shaq, ale tym razem jak wracał, był już otoczony tłumem kilkunastu ludzi. Mijając naszą ekipę, rzucił w naszą stronę wymowne, znudzone spojrzenie, coś w stylu: „patrzcie, nie mogę spokojnie przejść kawałka drogi, bo wszędzie dopadną mnie fani”.
Tego dnia po pracy zamiast wrócić do domu, pojechaliśmy grać w koszykówkę, bo cząstka mocy Shaquille’a O’Neala była z nami. Także ja akurat mam super wspomnienie z nim, bo zachował się bardzo po ludzku. Nie było tam kamer ani paparazzi, także nie zrobił tego dla marketingu, że usiadł pogadać z ekipą budowlaną z Polski. Patrząc na to na chłodno, taka ikona sportu i popkultury jak Shaquille O’Neal, mógł wtedy po prostu zbić pionę z każdym z nas i tyle. Jednak z sobie tylko znanych względów postanowił usiąść na chwilę na tylnym zderzaku naszej pracowniczej furgonetki I poświęcić kilka minut na rozmowę z totalnie nieznanymi mu budowlańcami, imigrantami z dalekiego, dziwnego kraju Polska – napisał Hukos.