Pezet: „Gość powiedział, że możemy tu zostać jeszcze 20 minut, a później rekomenduje oddalenie się”

Raper przyznaje, że pracom nad klipem do "Maradony" towarzyszyła spora dawka niepokoju.


2020.04.12

opublikował:

Pezet: „Gość powiedział, że możemy tu zostać jeszcze 20 minut, a później rekomenduje oddalenie się”

fot. kadr z wideo

Po 15 latach od premiery „Historii z sąsiedztwa” fani Płomienia 81 doczekali się jego nowej płyty – wydanej w marcu „Szkoły 81”. Pierwszym singlem promującym wydawnictwo był numer „Maradona”. I jak przystało na klip do kawałka traktującego o „Boskim Diego”, artyści kręcili go we Neapolu, mieście, z którym przez lata była związana kariera giganta futbolu.

„Maradona” to pierwszy kawałek jaki nagraliśmy na ten album. Z automatu stał się pierwszym singlem. Onar wpadł z beatem i swoją zwrotką i w sumie długo nie trzeba było mnie namawiać. Odniesienia piłkarskie zawsze działają. Od dzieciaka kibicowałem Argentynie i chociaż po drodze było w tej materii kilka zmiennych to Maradona też się przewinął. Uważam, że ten track zajebiście nas reprezentuje i jest bardzo „nasz”. To typowe bragga z Ursynowa – komentuje Pezet.

Sprawdź też: „Kwiecień” – Klocuch w świetny sposób parodiuje „Jesień” Quebonafide

Raper podzielił się z fanami na Instagramie opowieścią o pracy nad klipem. Neapol nie należy do najbezpieczniejszych miast na świecie i artysta przyznaje, że sam miał okazję się o tym przekonać.

Za singlem, a co za tym idzie klipem, stoi nasza wycieczka do Neapolu, miejsce gdzie Maradona spędził większość swojej kariery piłkarskiej i jest tam dosłownie „Bogiem”. Tam robiliśmy na totalnie ziomalskich zasadach i budżetach pierwszy klip do płyty.

Neapol to według mnie niesamowite miejsce, brudne południe, a ja je zawsze chciałem odwiedzić.

Nie obyło się bez przygód, na szczęście żadnych drastycznych. Niemniej jednak nasza wizyta na osiedlu Vela, na Scampii, była odrobinę nerwowa. Nie zdążyliśmy tam być dłużej niż 30 sekund i zewsząd dobiegały okrzyki „No photo”. Nietrudno się domyślić, że kręcić tam raczej nie było wolno. Długo by pisać, co się działo krok po kroku, w sumie nic złego w końcu się nie wydarzyło, ale ciągle było jakoś dziwnie niepokojąco. A to małolaty na skuterach, którzy nagle wpadli i pokrążyli wokół jak rekiny, a to typek co wjechał skuterem do budynku, a to spalone samochody na parterze w budynku, setki strzykawek na jednej z uliczek… Zwieńczeniem było nasze spotkanie z animatorem tego osiedla, który koniec końców wygooglował moją ksywkę, zrobił screena, wysłał komuś, oznajmił, że teraz czekamy na telefon, odebrał, pogadał coś po włosku, a następnie powiedział, że możemy tu zostać jeszcze 20 minut, a później rekomenduje oddalenie się… 😉

Wszędzie indziej, gdy tylko wspomnieliśmy o Maradonie, witano nas uśmiechami i gościnnością. Na tym osiedlu, pierwsze co usłyszeliśmy od animatora to: „co Maradona ma wspólnego z tym osiedlem i co my tu robimy”? – kończy swoją opowieść Pezet.

Polecane