fot. CGM.pl
Wiemy już, że Piotr Liroy Marzec wystartuje w eurowyborach z listy Konfederacji ProPolskiej, w skład której wchodzą m.in. Ruch Narodowy, partia KORWiN, środowisko Grzegorza Brauna oraz Kai Godek. Krzysztof Skiba nazywa to „drogą do ścieku” i atakuje Liroya, zarzucając: – Facet, który karierę zrobił na muzyce, będącej dorobkiem kulturowym czarnej społeczności w USA, jest teraz ozdobą list ultraprawicy, kolegą politycznym nacjonalisty Winnickiego? To tak jakby będąc murzynem, zapisać się do Ku Klux Klanu.
– Dawno temu byłem kumplem Liroya, a ostatnio widzieliśmy się ze dwa lata temu w studiu TVN, wkrótce po tym jak wywalił go z partii Kukiz. Żartował z lidera swej byłej już partii i mówił, że teraz pójdzie swoją drogą. Nie przypuszczałem, że będzie to droga z tak nieciekawym towarzystwem – pisze o pośle, a w przyszłości być może także eurodeputowanym członek Big Cyca. – Dziś Ice-T nie nazwałby Liroya „Orginal Gangster”, ale raczej „typowym politykiem w pogoni za kasą” – komentuje, przypominając, że przed laty Ice-T propsował Liroya.
Zobaczcie, co Skiba pisze o Liroyu. Poniżej przytaczamy oryginalny wpis.
– Od rapera do zera
To ja zrobiłem z nim pierwszy wywiad dla telewizji. Nazywał się wówczas PM Cool Lee. Dotarł do nas do programu „Lalamido”, który w latach 90. realizowaliśmy dla TVP 2. Wydał się na tyle ciekawy i inny od wszystkich, że reżyser Beata Dunajewska postanowiła zrobić mu kilka klipów, a potem krótki program o nim samym. Pomogliśmy mu zaistnieć, bo wydał się nam oryginalny. Jeszcze hip-hop nie był w Polsce modny. Ale wkrótce (w dużej mierze za sprawą programu MTV „Yo! Raps”) stał się muzyczną bombą, która zmieniła polską scenę muzyczną.
Piotrek Marzec z Kielc, bo o nim mowa, pochodził raczej z rodziny dysfunkcyjnej. Zdarzało mu się bywać na bakier z prawem i dokonywać drobnych kradzieży. Gdy trafił do Francji spotkał się z muzyka hip-hop i postanowił zostać wykonawcą tego gatunku. Już jako Liroy wydał słynny pierwszy album z hitem o scyzoryku. Nagle pojawiły się duże pieniądze i sława. A wraz z nimi zazdrość i niechęć sporej części środowiska. Liroy mimo konfliktów z innymi raperami, potrafił pokazać na co go stać. Wyjechał do USA. Tam nagrał numery z raperami z Lordz of Brooklyn. Legendarny czarnoskóry raper Ice-T nazwał go „OG”, czyli przyznał mu tytuł „orginal gangster” będący w świecie hip-hopu czymś w rodzaju wyjątkowego wyróżnienia i potwierdzenia klasy. Na późniejszych jego nagraniach pojawili się nawet tacy wykonawcy jak Lionel Richie czy… Mietek Szczęśniak.
Politycznie Liroy był od zawsze kontrowersyjnym połączeniem anarchisty z liberałem. Walczył o legalizację marihuany w Polsce i popierał partię Janusza Palikota (nagrał numer, który wspierał jego kampanię wyborczą). Aż nagle dzięki Kukizowi został posłem. Szybko jednak z Kukizem popadł w konflikt i z partii został wyrzucony. Chyba jednak bycie politykiem mu zasmakowało, bo nadal chce być w grze za wszelką cenę. Pokumał się więc z ekipą wrogów UE, rasistów, antysemitów, ksenofobów i narodowców (Braun, Winnicki i inni). Taki wybór Liroya świadczy o kompletnym BRAKU POGLĄDÓW. Jak bowiem można zrobić skręt od antyklerykalnej i mocno liberalnej partii Palikota, do towarzystwa posła Winnickiego (zwolennika hitlerowskich plakatów).
Tym wyborem Liroy zdradził nie tylko fakt braku ideowych pryncypiów i jakichkolwiek poglądów, ale zdradził też MUZYKĘ i wszystko, co do tej pory robił jako pionier polskiego hip-hopu. Facet, który karierę zrobił na muzyce, będącej dorobkiem kulturowym czarnej społeczności w USA, jest teraz ozdobą list ultraprawicy, kolegą politycznym nacjonalisty Winnickiego? To tak jakby będąc murzynem, zapisać się do Ku Klux Klanu. Dziś Ice-T nie nazwałby Liroya „Orginal Gangster”, ale raczej „typowym politykiem w pogoni za kasą”.
Dawno temu byłem kumplem Liroya, a ostatnio widzieliśmy się ze dwa lata temu w studiu TVN, wkrótce po tym jak wywalił go z partii Kukiz. Żartował z lidera swej byłej już partii i mówił, że teraz pójdzie swoją drogą. Nie przypuszczałem, że będzie to droga z tak nieciekawym towarzystwem. Droga do ścieku.