Na końcu wygrał hip-hop? To ciut bardziej skomplikowane – Andrzej Cała recenzuje „ROMANTICPSYCHO”

Recenzujemy najbardziej oczekiwany album pierwszej części 2020 roku


2020.04.03

opublikował:

Na końcu wygrał hip-hop? To ciut bardziej skomplikowane – Andrzej Cała recenzuje „ROMANTICPSYCHO”

Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy promocyjna otoczka, kampania w iście amerykańskim stylu, nie przysłoni samej płyty, wartości muzycznej, możemy już na wstępie uspokoić – tak się nie wydarzyło. Można mieć wręcz wrażenie, że… Quebo i jego sztab odrobinę sobie zaszkodzili, bo nawet po premierze tego właściwego “Romantic Psycho” wciąż za dużo mówi się o tym, co na zewnątrz, a nie w środku.

A naprawdę jest o czym mówić i pisać! Pierwsze, co rzuca się w uszy po seansie z płytą, to fantastyczny poziom wykonawczy. To po prostu brzmi, to się niesie, to od strony muzycznej produkt wychodzący daleko poza jakąkolwiek szufladkę, poza polski hip-hop, poza ograniczenia osób, które chciałyby widzieć rap jako jakiś szablon, w którym musi się zgadzać kilka elementów i nic ponad.

Quebonafide porusza się w rejonach jak z poradnika idealnej polskiej hip-hop płyty dekadę temu (bity od Patr00, Kixnare’a, Czarnego), by gładko wejść w alternatywny pop, a nawet (chociaż trochę niepotrzebnie i nawet refren Sentino nie do końca to ratuje) latynoską dyskotekę. Jakby tego było mało, bierze od Emade kompozycja z pogranicza dusznego R&B i pierwszego POE. Mało Państwu? No to jest jeszcze Duit, jest Krime, który szczególnie bitem w kawałku “SZUBIENICAPESTYCYDYBROŃ” przypomniał, że jest facetem, na którym zawsze można polegać i nie do końca wiedzieć czemu jego ksywę tak rzadko możemy przeczytać we wkładkach do hiphopowych wydawnictw.

Rozstrzał producentów, klimatów jest więc spory i dobrze – to z pewnością ułatwi artyście jeszcze bardziej udany atak na rozgłośnie radiowe. Czas najwyższy, by muzyka, która w Polsce od lat cieszy się zdecydowanie największym zainteresowaniem fanów, wykręca najlepsze liczby sprzedażowe, odnalazła się w mediach głównego nurtu i przyniosła twórcom należne im profity. Quebo o pieniądzach na płycie mówi sporo, nie zawsze zresztą w kontekście pozytywnym, ale przecież właśnie dzięki nim stać go na tak wyśmienicie, światowo brzmiący produkt końcowy, czy też akcje charytatywne. O czym my tak nawiasem mówimy w sumie, czy w 2020 r. jeszcze ktokolwiek w rapie, ba – po prostu twórczości artystycznej – powinien tłumaczyć się z tego, iż chce godnie zarabiać? No właśnie.

Gospodarz “Romantic Psycho” z niczego się tutaj nie tłumaczy, ale miota wieloma celnymi linijkami a to w swoje ex (szczególnie mocne są te w “GAZPROMIE”, ogień), a to w Sebastiana Fabijańskiego, a nawet naszego poczciwego Marcina Flinta. Znacznie więcej jest jednak wyznań miłości do życiowej partnerki, która zalicza na płycie gościnnie udziały, a nawet rapuje i w pewnym stopniu spina swoją osobą wszystkie opowieści Quebonafide.

Moim zdaniem nie będzie najmniejszym nadużyciem stwierdzenie, że to ona jest cichą bohaterką sukcesu tego wydawnictwa – raper opowiada o niej w bardzo naturalny, ludzki sposób, momentami popadając w lekką ckliwość, ale jakże taką sympatyczną, budzącą sympatię. Ja to kupuję. Nie widzę w tym żadnej pozy, widzę męskość, którą jest świadomość tego, co chce się powiedzieć publicznie. Szacunek.

Ciekawy jest jeszcze aspekt, o którym napisał w swoim tekście na Newonce Krzysiek Nowak – flow rapera. Rzeczywiście w tym temacie nie ma aż takich popisów, na jakie mogliby liczyć fani Quebo, ale wydaje się to być zabiegiem świadomym. Rzeczywiście celując w poszerzenie swojej publiki, odbiór w innych niż dotychczasowe środowiska, raper postanowił nie szarżować w tym elemencie, stworzyć materiał bardziej przyjazny komuś, kogo można (chociaż nie cierpię tego określenia, trudno) określić “przeciętnym słuchaczem”. Nie uważam, że to źle, w żadnym wypadku.

Summa summarum, “Romantic Psycho” to bardzo świadomy produkt świadomego człowieka i świadomego artysty. Nie zamykający się w szufladkach gatunkowych, nie zawężający już na wstępie grupy odbiorców. Płyta z wieloma mocarnymi momentami, kilkoma luźniejszymi radiówkami, sprytnym przemyceniem gości z różnych muzycznych środowisk. To taki mainstream, którym polska muzyka może się chwalić. I z perspektywy człowieka, który wielokrotnie uważał, iż Quebo powinien wyjść poza hiphopowy światek, bo w nim zrobił już wszystko, mnie ten longplay zwyczajnie cieszy.

Ocena: 4 / 5

Andrzej Cała

Polecane