Muniek Staszczyk: „Pop chiński jest jeszcze bardziej gówniany niż ten w Polsce. Takie karaoke”

Lider T.Love bohaterem nowego odcinka cyklu "Szczątki rozmów".


2015.10.08

opublikował:

Muniek Staszczyk: „Pop chiński jest jeszcze bardziej gówniany niż ten w Polsce. Takie karaoke”

Kontynuujemy w CGM.pl cykl tekstów, których autorem będzie Bartek Strowski, dziennikarz związany m.in. z portalem Gazeta.pl. W „Szczątkach rozmów” będziemy prezentowali te fragmenty wywiadów Bartka, które nie trafiły do ostatecznej wersji materiałów publikowanych w Gazecie.pl. Czasem są to fakty zbyt niszowe na duży portal, a czasem wątki te zwyczajnie nie pasowały do głównej osi tematycznej wywiadu. Słowo „szczątki” w tytule jest użyte przewrotnie, gdyż te pozostałości to nie żaden wrak czy ruina. To są smaczki, które docenią fani danego artysty czy zespołu – tłumaczy autor cyklu.

W kolejnej odsłonie serii – Zygmunt „Muniek” Staszczyk. Prezentujemy uzupełnienie wywiadu, który znajdziecie pod tym adresem .

Wrześniowa trasa koncertowa Warsaw Bombs w Chinach (zespół powstał z wspólnej inicjatywy Mietalla Walusia z zespołu Negatyw oraz Muńka, a uzupełniają go Jacek „Perkoz” Perkowski, Paweł „Nazim” Nazimek oraz Grzegorz „Budzik” Chudek-przyp.red).

Pierwszy raz byłem w Chinach. Na pewno ciężko poznać tak wielki kraj w dwa tygodnie, choć z drugiej strony, mieliśmy okazję lepiej go okiełznać, niż gdybyśmy pojechali ot tak – na wycieczkę turystyczną. Podróżowaliśmy głównie pociągami, docieraliśmy do miejsc, gdzie białych ludzi nie ma za dużo. To co z miejsca rzuca na kolona w tym kraju, to tygiel i niesamowity puls, prędkość życia. Druga gospodarka świata. Niby rządzi Komunistyczna Parta Chin, ale na ulicach widzisz turbokapitalizm. Poza kontrolami na dworcach czy lotniskach, też nie odczuwasz za bardzo tego „wielkiego brata”. Może kręcili się jacyś tajniacy, ale ja tego nie zauważyłem. Podróż po Chinach to był prawdziwy survival. W Polsce jesteśmy gwiazdami, mamy świetne hotele, podróż z koncertu na koncert jest krótka. Z kolei pociąg między Pekinem, a Kantonem to jest trasa na dwadzieścia cztery godziny. Są szybsze, nowoczesne pociągi, ale my jeździliśmy raczej tymi tańszymi. Chiny generalnie uczą pokory. Wróciłem tam do swoich korzeni: nikt mnie nie znał, małe kluby, ludzie zajarani rockiem. Zasuwamy na dworcach czy w metrze z ciężkimi walizami i sprzętem, wilgotność straszna, gorąco jak cholera. To jest rock’n’roll. Odświeżyła mnie mentalnie ta podróż.

 

Zagraliśmy pięć koncertów: Pekin, Guiyang, Chongqing, Shenzhen oraz Kanton. Pierwszy koncert w undergroundowym klubie w Pekinie, przypomniał mi moje początki na scenie: lokal na sto osób wypełniony do połowy, klimat a’la Sex Pistols, prawdzimy rock’n’rollowy klub. W Pekinie jak i Kantonie publika była polsko-chińska, ale następne trzy miasta to już była zgoła inna sytuacja. W Guiyang i Chongqing graliśmy dla miejscowych, którzy mówiąc krótko, lubią czad: ubrani na czarno, dziewczyny jak z fimu „Ring”, buty Martensy. Praktycznie codziennie przyjeżdżają do nich nieznane europejskie kapele. W Shenzhen było 25 osób na naszym koncercie i było rewelacyjnie! Przypomniały mi się początki T.Love Alternative i pewien koncert w Budapeszcie. Graliśmy Chińczykom punk, alternatywę. Restrykcje restrykcjami, ale jak znasz fajnych ludzi, to się zabawisz. Młodzież bawi się i to ostro, i myślę, że rząd będzie niedługo miał z tym problem. Nie piją dużo, bo dwa piwa im wystarczą i są pijani, ale jak w dużych miastach obserwowałem małolatów, to widać, że nie chodzą naje**** piwem i maryśką. Pop chiński jest jeszcze bardziej gówniany niż ten w Polsce. Takie karaoke.

Filmowy klimat T.Love Alternative

T.Love Alternative ma w sobie wiele smaków, bo to był zespół fantastycznego chaosu. Kusturica, Almodovar, film „The Great Rock `n` Roll Swindle” (brytyjski film z 1980 roku, muzyczny mockument o brytyjskim zespole punkrockowym Sex Pistols – przyp.red). Też absurd jaki reprezentowała post-apokaliptyczna komedia „Delicatessen”. Byliśmy prowokacyjną młodzieżą, o artystycznych zapędach. „Anarchia bałkańska” Kusturicy czy absurd Jarmusha – to dobrze nas określało. Myślę, że styl Kusturicy najbardziej pasuje do T.Love Alternative.

Koncepty poszczególnych albumów T.Love


Starałem się, by każdy album był spięty konceptem estetycznym. „Pocisk miłości” miał być ukłonem w stronę stonesowskiej muzyki, „King” to mozaika bez motywu przewodniego, ale jednocześnie będąca hołdem dla punk rocka, „Al Capone” to popkulturowy misz-masz będący komentarzem polskiej transformacji: z jednej strony mafia, z drugiej szybkie kariery. No i Al Capone na okładce.

Ulubieni poeci Muńka

Od poezji nie stroniłem, bo miałem dobrych polonistów, ale i lubiłem książki. Do dziś mam ulubionych poetów: Broniewski (za sposób pisania i rytmikę), Tuwim.

Punk rock i Anglia

Ten punk rock siedział mi w krwiobiegu. Kultura robotnicza związana z piłką nożną, pubem i z filmami. Bardzo lubiłem utwór Lennona „Working Class Hero”. Kultura robotnicza w Anglii ma za sobą wielkie dokonania.

Geneza powstania utworu „King”

Jako fan Boba Dylana katowałem w tamtym czasie utwór „Hurricane” o czarnym bokserze (Rubinie „Hurricane” Carterze -przyp. red), który został oskarżony o potrójne morderstwo i skazany na karę dożywocia podczas kontrowersyjnego procesu w 1967 roku. Dylan opowiada całą tę historię i to mnie zainspirowało, by również spróbować uchwycić czyjąś sylwetkę w ten sposób.

To był 1992 rok i wywindował mnie utwór „Warszawa”, co zrodziło też pewien kompleks. Żyłem i mieszkałem w stolicy, ale nie jest to moje miasto rodzinne. Postanowiłem napisać coś o Częstochowie. Spotkaliśmy się w Parku Żeromskiego z Jankiem Benedkiem i z miejsca zakochałem się w melodii, którą zagrał. Janek martwił się brakiem refrenu, ale ja czułem, że to jest to. Melodia, którą gówniarze przez lata będą grać na ogniskach (śmiech). Po dziesięciu latach spędzonych w Warszawie, miałem odpowiedni dystans i perspektywę, aby właściwie uchwycić Częstochowę. W postać Kinga zbiłem parę osób, parę historii z mojego miasta. Częstochowa to ciekawe połączenie: kult religijny i prywatna inicjatywa w postaci tych wszystkich straganów; kicz, dużo drobnych cwaniaczków, złodziejaszków. Barwne miasto, barwni ludzie. Wiem, że w środowisku hiphopowym ten utwór ma szacunek. Narracja jest bardzo podwórkowa, bliska ludziom. Dobra historia po prostu. Dziś pewnie nie przeszedłby przez badania, bo brak refrenu.

Showbiznes w Polsce

Nie interesuje mnie obecny mainstream popu. Nie chcę w tym być i nie jestem wkurw**** zgredem, gdy to mówię. Mówimy, że jest showbiznes. U nas już jest tylko biznes. Brak muzyki.

Bójki w T.Love i presja sławy



Nawet teraz na trasie po Chinach z naszym menadżerem Bodkiem pożarłem się o jakąś głupotę i tydzień się do siebie nie odzywaliśmy. Syndrom łodzi podwodnej. Zdarzało się… Biłem się z Polakiem (Sidneyem – perkusistą T.Love, przyp. red.), Nazim (Paweł Nazimek – basista – przyp. red. bił się z Polakiem, itp, itd. W wielu grupach się to zdarza, a ludzie się dziwią. Teraz to śmiać się nam z tego chcę. Potrafiliśmy się zabawić. Napić, zajarać, spędzić czas w towarzystwie damsko-męskim. Niczego nie żałuję, choć wiadomo, że człowiek robi różne głupoty. Bycie w trasie nie jest łatwe, ludzie nie rozumieją presji sławy. A to tylko w skali jednego kraju! Jak byłem na filmie o Amy Winehouse (dokument „Amy” z tego roku- przyp.red), to prawie się popłakałem, bo świetna dziewczyna, talent, ale jak wytrzymać tę presję. Po śmierci się jarają i kupują płyty, ale nie rozumieją. Ja chcę być zrozumiany. Bycie muzykiem, fani na koncertach, duża sprzedaż płyt – to jest przywilej. Ale okupiony dużym ciężarem.

Notoryczne niszczenie sprzętu i „aresztowanie” Muńka



Teraz mam zrobione przez naszego „technicznego” dwa solidne statywy, które są z konkretnego stopu i są nie do zniszczenia. A ta sytuacja, o której mówisz, miała miejsce w Olsztynie, graliśmy koncert na jakiejś hali. Mój menadżer jest niezły figlarz i lubi ludzi wpuszczać „w kanał”. Poszedłem gdzieś rozdać fanom autografy, po czym wracam do garderoby, a tam oprócz naszej ekipy – dwóch gliniarzy. Miny poważne i nagle pada tekst: „Jest pan aresztowany”. Zagrali to bardzo dobrze aktorsko. Złapałem stresa, a cała sytuacja trwała z pięć minut. Zakuli mnie w kajdanki, po czym nastąpiło zawieszenie sytuacji i wszyscy parsknęli śmiechem. Udał im się ten happening, bo byłem wystraszony nie na żarty.

Koncerty w więzieniach



Zagraliśmy ich bardzo dużo. Jest materiał skręcony z dwóch koncertów z zeszłego roku. Z Rakowieckiej w Warszawie oraz najnowocześniejszego więzienia w Polsce w Opolu Lubelskim.  Mam nadzieję, że to kiedyś wydamy na DVD. Mamy też nagrane rozmowy z chłopakami z bardzo ciężkimi wyrokami. Wiele nauczyły mnie koncerty w więzieniach. Szczególnie po płycie „Old is Gold”, gdzie śpiewam dużo o sprawach duchowych, ostatecznych, granicach między dobrem, a złem. To nie jest łatwa publiczność, ale nam zawsze wychodziło, bo byliśmy normalni. Może to kwestia wychowania na częstochowskim Rakowie, ale nie czuję spiny rozmawiając z tymi ludźmi. Pamiętam pewien dzień w Kielcach, gdzie popołudniu graliśmy w więzieniu, a wieczorem już standardowo na mieście. W tym koedukacyjnym więzieniu, gdzie praktycznie wszystkie kobiety odsiadywały wyrok za morderstwa, był odlot! Mimo, że muszą siedzieć i raczej unikać gwałtownych ruchów. To jest publika, która naprawdę cię słucha, ale musisz się napracować, by zasłużyć na ich szacunek. Jestem też fanem Johnny`ego Casha i jego koncert „Johnny Cash at Folsom Prison” to jedna z moich ulubionych płyt. Grałem w różnych miejscach: kościołach, więzieniach, domach dziecka. To jest ciekawe, że można się tę sławą podzielić i nie traktować rocka wyłącznie zarobkowo.

Brak utworu z Sokołem

Też się dziwię. Może jeszcze coś powstanie. Bardzo Wojtka szanuję i lubię. Jestem jego fanem, bo świetne płyty nagrywa. Widziałem go parę dni temu, trochę sobie pogadaliśmy.

Warszawa AD.2015

Zobacz, jak młodzi ludzie są dumni z Warszawy, jakim znakiem firmowym na mapie Polski stało się to miasto. Mimo, że jestem z Częstochowy, mam poczucie, że dołożyłem swoją cegiełkę do rozwoju tego miasta.

Polecane

Share This