foto: mat. pras.
Muzycy Linkin Park na przestrzeni lat nie ukrywali, że nie zawsze układało się między nimi dobrze. Uzależnienie Chestera Benningtona od alkoholu w przeszłości negatywnie odbijało się na funkcjonowaniu grupy opóźniając prace nad albumami. Mimo nieporozumień grupa nie rozpadła się i – nie licząc dwuletniej nieobecności w składzie Dave’a Farrella – udało jej się uniknąć roszad personalnych.
Oczywiście nie sugerujemy, że członkowie grupy byli ze sobą skonfliktowani. Po prostu funkcjonując w zespole z niektórymi ma się lepszy kontakt niż z innymi. Od zawsze było wiadomo, że Chester najbardziej przyjaźnił się z Mike’em Shinodą. To właśnie Shinoda 20 lipca jako pierwszy z otoczenia grupy potwierdził śmierć Benningtona. Teraz w wywiadzie udzielonym magazynowi „Kerrang!” Mike wspomina Chestera mówiąc: – Spędziłem z Chesterem więcej czasu niż z kimkolwiek innym poza swoją żoną w dorosłym życiu. Przez cały czas byliśmy blisko. Ludzie mówili, że byliśmy jak bracia, ale to było coś innego, ponieważ braci łączą więzy krwi. Teoretycznie byliśmy tylko kumplami z zespołu, w każdym momencie mogliśmy się rozstać i każdy mógł pójść w swoją stronę. Nigdy jednak tego nie zrobiliśmy. Uważam, że to wyjątkowe.
Zapytany o to, jakim człowiekiem był Chester, Mike stwierdził, że przede wszystkim skromnym. – Był takim gościem, który odwracał wzrok, kiedy się go chwaliło, szczególnie na początku. Kiedy go chwaliłeś, przeczył temu albo próbował bagatelizować. Z jednej strony podobało mu się bycie w centrum uwagi, ale z drugiej uciekał przed tym. To była część jego uroku. Inspirowało go wielu wokalistów – Dave Gahan, James Hetfield, Freddie Mercury. Kiedy mówiłem mu, że jest na tym samym poziomie co oni, nigdy nie zgadzał się ze mną – wspomina Shinda.
Pod koniec października członkowie Linkin Park pożegnali zmarłego w lipcu wokalistę specjalnym koncertem w Los Angeles. Zapis koncertu możecie zobaczyć tutaj.