Mielzky: „Ostatnie dwa lata u mnie to był hardcore – a mówiąc mniej elegancko – gnój”

"Zniknąłem z planszy na dłuższy moment" - mówi raper.


2021.04.19

opublikował:

Mielzky: „Ostatnie dwa lata u mnie to był hardcore – a mówiąc mniej elegancko – gnój”

fot. mat. pras.

„Gruby Mielzky wraca na planszę. Nareszcie” – takiego tytułu użyliśmy przy newsie, informującym o premierze singla „Cel” zapowiadającego krążek „Do wesela się zagoi”. Czekaliśmy na ten powrót i trzymaliśmy za niego kciuki, zwłaszcza w kontekście niepokojących wieści od rapera, który wyznał rok wcześniej, że „zmaga się od dłuższego czasu ze stanami lękowymi i wieloma ch***owymi rzeczami w głowie”.

„Nie boję jutra się, bo piekło jest już za mną” – nawija we wspomnianym „Celu” Mielon, a wywiadzie dla Newonce przybliża sytuację, w której się znalazł.

Wiesz, ostatnie dwa lata u mnie to był hardcore – a mówiąc mniej elegancko – gnój. Nowa płyta to motyw światła w tunelu. Jest jakaś szansa, że będzie git. Ja przez dwa lata po „Komiku z depresją” nie za bardzo widziałem możliwość zrobienia nowej płyty. (…) Po „Komiku” mało myślałem o rapowaniu. Zagraliśmy trasę koncertową, ale ja już nie do końca byłem sobą. Czasem pełen relaks, a czasem… Ludzie tego nie widzą – powiedzą, że wyszło super. I fajnie – zdaję sobie sprawę, że nie zapomniałem tekstu ani nie zaliczyłem gleby, ale chodzi o to, jak czułem się na scenie. Dochodziłem do punktu, gdy ulubionym momentem koncertu był jego koniec i świadomość, że jakoś to przeżyłem. To dziwne uczucie, bo nie cieszysz się samym procesem. Odfajkowane, żyjemy i wracamy do chaty. Zabijało to cały fun. Myślałem, że jak zostanę w domu, to przecież nie umrę z głodu. Koncerty były bardziej dla wspominek, więc zaproponowałem Chwiałkowi, żeby odpuścić te sztuki. Ludzie czasem pytają, czy czekam aż skończy się covid i wrócą koncerty, ale ja zrobiłem sobie lockdown, zanim on się faktycznie pojawił – mówił Dominikowi Piechocie raper.

Tak się ułożyły klocki na planszy. Mogłem się pomęczyć i dalej grać, ale to na tyle toksyczne uczucie, że kompletnie bez sensu. To też oszustwo, bo wszyscy myślą, że jest super, a ty jeszcze mocniej brniesz w ślepą uliczkę. Odpuściłem więc, skupiłem się na pracy i siedziałem w domu. Wtedy nie byłem jeszcze świadomy, co tak naprawdę się kroi. W 2018 ruszyłem z jakimiś terapiami, ale w 2019 nastąpiła kumulacja wszelkiej padaki. Dosłownie strzał za strzałem. Praktycznie nie jestem w stanie sobie przypomnieć, co się działo przez ten czas. Każdy dzień był taki sam i w mojej głowie to się kompletnie zlało. Wstaję o 9:00 i siedzę przy kompie do 3:00 w nocy. Wystarczy, że zafundujesz sobie dwa takie tygodnie i już nie czaisz, jaki jest dzień – czy to weekend czy środek tygodnia. Mówię o zaledwie dwóch tygodniach, a co, jak żyłeś tak przez dwa lata? – kontynuował artysta.

Sprawdź także: Avi: „Kiedyś mi skali do gardła, dzisiaj to mi się rzucają na szyję”

Mielzky nie ukrywa, że być może kluczową rolę w tym, że nie tylko nadal nagrywa, ale że w ogóle żyje, odgrywa trójmiejska ekipa Undadasea.

Zniknąłem z planszy na dłuższy moment. Kiedy później nawarstwiły się te negatywne bodźce, doszło przynajmniej uczucie beznadziei i już miałem o czym pisać. Przyszedł wreszcie taki moment, że zacząłem się bliżej trzymać z ekipą Undadasea. Część z nich nie zdaje sobie sprawy, jak mocno mi pomogli. Chwiałek jest moim przyjacielem od 15 lat i rzucił kiedyś tekstem: może to głupio zabrzmi, ale nie wiem, jak skończyłaby się twoja historia, gdybyś nie zaczął się z nimi bujać. Unda jest ciekawym tworem, bo to coś więcej niż rap i ziomkowanie. To zmienia ludzi i wizję świata. Oni mogą nie wiedzieć, że to się dzieje, ale też nie muszą. Spędzałem większość dni w Gdyni razem z nimi i wtedy te złe rzeczy zaczęły się robić mniej istotne.

W międzyczasie odkopałem trochę starszych znajomości. Coś już się wydarzyło. Przyszedł COVID i na kilka miesięcy zniknęły mecze. Nawet ostatniej Gwatemali do obstawiania – została tylko Fifa. Do tego wyleciałem z roboty, bo joł, sorry, pandemia. Przebujałem się 5 lat na projektowaniu piw i zostałem bez zajęcia. Świat się wyłączył, a ja miałem znowu coś do opowiedzenia, więc zacząłem próbować. Zawsze wiedziałem, że jest grono zainteresowane moją muzą, ale wcześniej nie byłem w stanie nic z siebie wykrzesać – przyznał reprezentant 2020.

Polecane