fot. mat. pras.
W połowie czerwca Mery Spolsky podzieli sie ze światem swoim literackim debiutem „Jestem Marysia i chyba się dzisiaj zabiję”. Wydawca książki – Wielka Litera – opisuje ją jako „nieposkromioną zabawę słowami i dzikie fikołki z wyobraźnią”. Zanim jednak na półki trafi pierwsza książka Mery, wokalistka dzieli się z fanami refleksją na temat body positive, czyli akceptacji swojego ciała. Artystka przyznaje, że hejterskie komentarze niejednokrotnie doprowadzały ją do łez, ale dziś wyznaje zasadę: – Walić idiotów, którzy piszą ludziom takie rzeczy.
Oto krótka, ale warta przyswojenia opowieść Mery:
– Olecko, 2019. ❌
Można powiedzieć, że od wrzucenia tych dwóch zdjęć zaczęła się moja oficjalna przygoda z byciem body positive. Wcześniej po prostu o tym nie myślałam. Wkładałam na scenę to co lubię. Raz płakałam przed lustrem, innego dnia przeglądałam się z zachwytem.
Po tym koncercie usłyszałam (spod sceny) i przeczytałam w sieci, że jestem gruba. Że tak grubej osobie nie przystoi wkładać obcisłego body i świecić tyłkiem.
Pomyślałam sobie: WTF.
Potem płakałam.
A potem pomyślałam sobie drugi raz WTF i zabrałam swój brzuch na kolejne koncerty.
Najlepsze jest to, że tematem kontrowersji nie były nawet te stringi, a BRZUCH! XD
W tym roku dostałam nominację od Ofeminin.pl w kategorii „BODY POSITIVE” w plebiscycie (uwaga, uwaga, haha) Influence Awards i choć to przecież jedynie głosowanie, to jestem bardzo wdzięczna.
Dziękuję!
Zakochałam się w tej zbyt pewnej Mery.
Polubiłam swoje cztery litery.Walić idiotów, którzy piszą ludziom takie rzeczy – pisze do fanów Mery Spolsky.
Wyświetl ten post na Instagramie.