foto: mat. pras.
Amerykańska część trasy promującej album „Heaven Upside Down” (premiera w najbliższy piątek) zaczęła się dla Marilyna Mansona w najgorszy możliwy sposób. Podczas wystęu w Pittsburghu (drugi koncert na trasie) Manson upadł schodząc ze sceny do publiczności w trakcie „The Beautiful People”. Artysta wrócił na scenę na kolanach, ale niemal natychmiast się podniósł. Grupa przerwała piosenkę, by po chwili dokończyć ją w towarzystwie Alice Glass (ex-Crystal Castles). Manson powiedział, że właśnie złamał kostkę i że stało się tak dlatego, że tour manager zespołu jest faszystą.
Kontuzja nie okazała się na tyle poważna jak mówił Manson, ponieważ następnego dnia zespół wystąpił w Nowym Jorku i frontman nie miał problemów z poruszaniem się. Nie oznacza to, że koncert przebiegł bez przeszkód. Przeciwnie – było jeszcze gorzej niż w piątek w Pittsburghu. W trakcie „Sweet Dreams (Are Made of This)” Manson usiłował wdrapać się na element scenografii, ale ten zawalił się na artystę. Koncert przerwano, a artysta trafił do jednego z nowojorskich szpitali, co manager grupy potwierdził w rozmowie z dziennikarzem Pitchfork.com. Póki co nie wiadomo, jak groźnego urazu doznał Manson i czy będzie on miał wpływ na dalszy przebieg trasy. Następny koncert trasy promującej „Heaven Upside Down” zaplanowano na wtorek. Grupa ma wówczas wystąpić w Bostonie.
„Heaven Upside Down” będzie dziesiątym albumem grupy Marilyn Manson. Krążek promują dotychczas dwa utwory – „WE KNOW WHERE YOU FUCKING LIVE” i „KILL4ME”.
@marilynmanson fucked himself up bad! Show was cancelled. pic.twitter.com/dAUOtR4dH5
— Matthew Pruno (@MattPruno) 1 października 2017