Foto: P. Tarasewicz
Już jutro na rynku pojawi się książka Tomasza Lady „Wszystko jak leci. Polski pop 1990-2000”. Zgodnie z tytułem autor przygląda się w niej kształtowi polskiej sceny w tej niezwykle interesującej i do dziś wspominanej z ogromnym sentymentem dekady. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne mamy dla Was krótki fragment publikacji, poświęcony okolicznościom zmiany wokalistek w Varius Manx.
Kiedy na przełomie 1995 i 1996 r. Anita Lipnicka żegnała się z zespołem, przyszłość jednej z najpopularniejszych wówczas grup na polskiej scenie stanęła pod znakiem zapytania. Dziś wiemy już, że Katarzyna Stankiewicz płynnie weszła w rolę poprzedniczki i że zespół również z nią święcił triumfy. 30 lat temu sytuacja nie była jednak tak oczywista. W książce Tomasza Lady stojący w połowie lat 90. na czele wytwórni Zic Zac Marek Kościkiewicz nie ukrywa, że gdyby miał świadomość, że w szeregach zespołu nie dzieje się najlepiej, wkroczyłby do akcji, by uniknąć rozstania z Anitą Lipnicką.
Przeczytaj fragment „Wszystko jak leci. Polski pop 1990-2000”
Tomasz Biedrzycki: Mimo opieki nad wszystkimi zespołami Zic Zaca i wkładania rąk nie tylko w sprawy finansowe firmy miałem niewielką wiedzę, jeżeli chodzi o relacje wewnątrz zespołów. Oczywiście wiedziałem, jaki był Janson, orientowałem się w „układzie sił”, ale nie znałem szczegółów.
Marek Kościkiewicz: Nigdy nie wnikałem w relacje wewnątrz zespołu. Sam miałem swój i wiedziałem, jak mogą być skomplikowane, a ingerencja kogoś z zewnątrz może wszystko jeszcze bardziej zepsuć.
Tomasz Biedrzycki: O odejściu Anity z Variusa dowiedziałem się dopiero post factum. Pewnie gdybym usłyszał o tym wcześniej, próbowałbym coś zrobić, ale równie pewne jest to, że – znając przyczynę konfliktu – nic bym nie osiągnął. Ludzi nie zmieni się ot tak, żeby nagle się pokochali. A konflikt Anity z pozostałymi muzykami nie wynikał z różnicy zdań w jakiejś konkretnej sprawie – tu sytuację można byłoby wyjaśnić, coś wynegocjować – tylko z zasadniczej różnicy charakterów.
Andrzej Puczyński: Nigdy, w żadnym zespole, nie jest idealnie. Spotyka się przecież kilka osób, a każda jest inna. Czasem te różnice można szybko załagodzić rozmową, ale często jest je bardzo trudno pogodzić. Poważne konflikty pojawiają się zwłaszcza w studiu nagraniowym i trasie, kiedy przebywa się ze sobą przez kilka tygodni dwadzieścia cztery godziny na dobę. No i zespołami targają ambicje, które często wzrastają wraz ze wzrostem popularności – ten chce być sławniejszy, a temu coraz bardziej zależy, żeby grupa realizowała jego wizję i próbuje zdominować pozostałych. W sytuacjach dramatycznych – wielki sukces lub spektakularna klapa – te konflikty jeszcze narastają. To naturalne. Dlatego największą sztuką w zespołach jest umiejętność osiągnięcia kompromisu. I bardzo ważne jest, żeby te konflikty nie wychodziły na zewnątrz. Trzeba umieć załatwiać to we własnym gronie. W momencie, kiedy mieszają się w nie osoby trzecie, rośnie presja, sytuacja jeszcze łatwiej może się wymknąć spod kontroli.
Marek Kościkiewicz: Oczywiście czasem te wewnętrzne konflikty wychodzą na wierzch i wydawca musi negocjować, ale ja bardzo starałem się unikać takich sytuacji. Inna sprawa, że gdybym miał świadomość, że w Variusie jest jakiś konflikt, to jednak bym wkroczył, zrobił wszystko, żeby Anita została w zespole jak najdłużej.
Tomasz Biedrzycki: O tym, jak wyglądały relacje Anity z resztą Variusów, o jej dyskomforcie we współpracy z zespołem, dowiedziałem się dopiero po wielu latach, podczas przypadkowego spotkania i rozmowy o dawnych czasach. Wcześniej nie miałem o tym pojęcia. Zresztą nie wiem, czy gdybym wiedział, tobym interweniował. Uważałem, że to nie moja sprawa. Jeżeli chodzi o relacje wewnątrz zespołów, to z osób z zewnątrz na takie sytuacje może wpływać chyba tylko menadżer. A ja takiej roli nie chciałem odgrywać wobec żadnego zespołu. Ale na pytanie, czy gdybym wiedział, to zainterweniowałbym, nie jestem w stanie odpowiedzieć. Wszystko zależałoby od tego, czego bym się dowiedział i jak bym ocenił sytuację: czy to może być przyczyna rozpadu grupy.