Koncert U2: Gigantomania na rzecz pokoju

Stacja kosmiczna wybudowana kilka kilometrów od Spodka robiła wrażenie jak z innej galaktyki.


2009.08.07

opublikował:

Koncert U2: Gigantomania na rzecz pokoju

U2 to megagwiazda. Dlatego ich koncert musi być mega-przeżyciem. Nawet jeśli, jak mówią złośliwi i czepialscy, Bono śpiewa jak stara kobieta, a ostatnie płyty mają coś wspólnego z rockiem tylko przez instrumentarium. Fakty są zaś takie, że nawet, jeśli w tych twierdzeniach jest choć odrobina prawdy, to i tak emocje, które towarzyszą spotkaniu Bono, Edge’a, Larry’ego i Adama na żywo, przyćmiewają to wielkorotnie.

 

Mimo, że prawie każdy, kto wybierał się na ten koncert, widział przynajmniej makietę sceny przygotowanej na 360° Tour, to stając naprzeciwko niej na Stadionie Śląskim, mimowolnie jęczał z zachwytu. Nawet, kiedy jeszcze w świetle kończącego się dnia, po prostu stała, a nie migała tysiącami lampek czy diod, ani nie tonęła w dymie. W tej skromnej wersji posiadł ją Snow Patrol. Zespół tzw. nowej fali brytyjskiego rocka (czyli postrocka, czyli rocka pocztowego, czyli takiej plumkanej alternatywy:), tak jak gwiazdy, przed którymi występował, promuje swój najnowszy krążek. Panowie znają się na swojej robocie, bo grają już ponad dziesięć lat. Na scenie widać było zaangażowanie, o czym najlepiej świadczy zagipsowana lewa ręka basisty, Pablo, czyli Paula Wilsona. Jak zrelacjonował na szybko Gary Lightbody, dzień wcześniej witkę pogruchotał, ale i tak zagrał w Chorzowie, co lider skwitował z dumą „To jest dopiero rock and roll!”. Wypełniająca wciąż płytę stadionu publiczność doceniła wysiłek Irlandczyków i nośność takich utworów jak „Chasing Cars” i „Crack the shutters” całkiem głośnymi brawami.      

Oczywiście pełnię swoich możliwości publiczność dopiero miała pokazać podczas występu U2. A ci dawali co chwila powody do oklasków rzęsistych, jak deszcz meteorytów. Niepowtarzalne wejście po odegranym z taśmy „Space Odity” Davida Bowie’ego i pierwsze takty „Breathe” zostało niemal zagłuszone aplauzem. Niemal, bo każdy chciał jednak usłyszeć głównych aktorów tego spektaklu, oraz dlatego, że nagłośnienie zwisające spomiędzy „odnóży” sceny sprawowało się nadspodziewanie dobrze. Do kompletu zachwycających doznań były „zwinięte w walec” monstrualne telebimy, które od początku służyły do olśniewania, a później też do lepszego komunikowania się z publicznścią (w trakcie dłuższych przemów Bono pojawiało się tłumaczenie).    

A byliśmy wszędzie i widzieliśmy niemal wszystko. Dzięki scenie okolonej pierwszym kordonem fanów w tzw. Inner Circle, Bono mógł, pierwszy raz od wielu lat, być naprawdę na wyciągnięcie ręki. Sterowane ruchome mostki również usprawniały przemieszczanie się muzykom i skracanie dystansu. Po nich wszyscy artyści (nawet perkusista, Larry Mullen, podczas „I`ll Go Crazy If I Don`t Go Crazy Tonight”, kiedy zrobił rundę honorową z bongosem) mogli przechodzić do zewnętrznego pierścienia sceny. I być o centymetry od swoich wielbicieli.

Podczas tytułowego utworu z najnowszej płyty, „No Line On The Horizon”, Bono chwycił za gitarę, co wzbudziło potężny spazm braw i okrzyków. Zasłużone owacje U2 zbierali też podczas „Get On Your Boots” poprzedzonego hymnem Unii Europejskiej, czy po każdym zagadnięciu Paula pomiędzy kolejnymi utworami. Bez względu na to, czy pytał „How are you, Katowice… Kraków… Warsaw?”, przed „Magnificent”, czy po dłuższych przemowach, jak na koniec „New Year`s Day”. Bono poruszony ponowną akcją z bielą i czerwienią (tym razem jeszcze wzmocnioną oświetleniem, białym na trybunach i czerwonym na płycie), wygłosił płomienną agitkę o wspólnych celach Irlandii i Polski, którą zwieńczył stwierdzeniem „Europa potrzebuje więcej takich państw jak Polska”. Warto podkreślić, że tak jak fani stanęli na wysokości zadania i zaopatrzyli się w białe i czerwone ubrania, tak zespół, a przede wszystkim The Edge, zagrali nasz „hymn miłości w czasach stanu wojennego” w wyjątkowo poruszający sposób. Zanim ze sceny padły wielkie słowa, „New Years Day” płynnie przeszło w „Stand By Me”, które cały stadion wyśpiewał z taką mocą, że Bono nie musiał nawet otwierać ust.

Wzruszających i zapierających dech w piersiach momentów było podczas tej nocy mnóstwo. Rozpolitykowani wrażliwcy mogli posłuchać o Aung San Suu Kyi, birmańskiej dysydentce, więzionej od dwudziestu lat w areszcie domowym, albo nagranego przemówienia Desmonda Tutu, aktywisty z RPA. Jego apel o jednoczenie się w walce z chorobami i przeciwko wojnom, mógł sugerować, że U2 zagra za chwilę „One”, ale daliśmy się zaskoczyć płomienną wersją „Where The Streets Have No Name”. Klasyk z „Achtung Baby” poprzedziła zaś prośba Bono o rozświetlenie stadionu telefonami, co w połączeniu z wygaszeniem większości oświetlenia sceny dały iście kosmiczny efekt, współgrajacy z fantastycznymi kształtami zadaszenia sceny.

Nie obyło się też bez wspólnego odśpiewania „Happy Birthday” dla The Edge’a (i szampana, nie wiemy, czy bezalkoholowego:) który za dwa dni będzie miał czterdzieste ósme urodziny. Wspaniale, że obchodził je już dziś, w towarzystwie polskich fanów. Nieocenionych i serdecznych, tak bardzo, że bonusowo odśpiewali też „Sto lat”, oszczędzając jubilatowi „extended version” z „Niech mu gwiazdka pomyślności…”

Zagrane na bis “Ultra Violet”, “With Or Without You” i “Moment of Surrender” musiały sprawić, że 6 sierpnia dla fanów U2 stał się wielkim świętem. A wszystko, co działo się wcześniej, dla wszystkich, którzy przybyli na Stadion Śląski, musiało być mega-przeżyciem. Jak to po obcowaniu z megagwiazdą…

U2 zagrali wczoraj:

Breathe

No Line On The Horizon

Get On Your Boots

Magnificent

Beautiful Day

Elevation

New Years Day

I Still Haven`t Found What I`m Looking For

Stuck In A Moment

Unknown Caller

Unforgettable Fire

City of Blinding Lights

Vertigo

I`ll Go Crazy If I Don`t Go Crazy Tonight (Remix)

Sunday Bloody Sunday

Pride (In The Name of Love)

MLK

Walk On

Where The Streets Have No Name

One

——–

Ultraviolet

With Or Without You

Moment of Surrender

Tagi


Polecane