fot. P. Tarasewicz
Część krajów szykuje się już do otwarcia kin i sal koncertowych. Na razie będą one działać w ograniczonym zakresie i z zachowaniem obostrzeń sanitarnych, jednak pojawia się światełko w tunelu. Jeszcze w maju na pierwsze koncerty otworzą się Austriacy, w czerwcu mają to zrobić m.in. Włosi. Jak sytuacja wygląda u nas? Niestety, wygląda na to, że na razie możemy jedynie pomarzyć o powrocie do sal koncertowych.
– Koncerty są trochę jak zgromadzenia. Na razie te duże koncerty są na ostatnim miejscu w kolejności uwalniania i odmrażania. Oczywiście pewne specyficzne formy tych wydarzeń jak np. kina samochodowe są zupełnie czymś innym, ale duży koncert, z dużą ilością osób to jest ogromne wyzwanie z punktu widzenia sanitarnego, z punktu widzenia dochodzenia epidemicznego, więc na dziś nie mogę podać daty. Co do mniejszych wydarzeń w miejscach gdzie są miejsca siedzące, myślę, że tutaj sytuacja jest prostsza i pewnie będziemy mogli podać takie reżimy sanitarne. Ale terminów na dziś nie jestem w stanie państwu przekazać – mówił podczas piątkowej konferencji Łukasz Szumowski.
Część artystów, którzy nie mogli grać swoich koncertów wiosną, przełożyła je na jesień. Czy te daty są obecnie bezpieczne? Jesteśmy optymistami, ale patrząc na sytuację w Polsce obawiamy się, że utrzymanie tych terminów może się okazać niemożliwe. Nawet jeśli rząd otworzy kluby, to i tak znacznie ograniczy, przynajmniej na razie, liczbę osób, które będą mogły do nich wejść, co może oznaczać również to, że organizacja koncertów przestanie być opłacalna.
Jak koronawirus odbija się na rynku koncertowym? Kilka tygodni temu opublikowaliśmy na naszym kanale rozmowę Artura Rawicza z Mikołajem Ziółkowskim. Szef Alter Artu mówił nam m.in. o tym, ile branża rozrywkowa faktycznie znaczy dla polskiej gospodarki oraz z jakimi gałęziami jest powiązana pośrednio i bezpośrednio. Choć sytuacja na rynku jest fatalna, organizator m.in. Open’era i Orange Warsaw Festivalu przyznaje, że jest dobrej myśli i liczy na to, że branża przetrwa kryzys.
