foto: mat. pras.
W ostatnią sobotę Jennifer Lopez zagrała specjalny, darmowy koncert w Miami. Cel? Zachęcić do głosowania na Hillary Clinton. Już tylko dziesięć dni dzieli nas od wyborów prezydenckich w USA. Miami, podobnie zresztą jak cały stan Floryda, to jedno z kluczowych miejsc w kampanii. W przeszłości to tu ważyły się losy wyborów na prezydenta, a różnice w liczbie oddanych głosów bywały minimalne.
J-Lo jako gorączka zwolenniczka Clinton zrobiła wszystko, co mogła, by namówić mieszkańców Florydy do głosowania na kandydatkę z ramienia demokratów. Mimo że w dniu koncertu w Miami lał potężny deszcz, wokalistce udało się zebrać całkiem pokaźną publiczność, przed którą zaśpiewała takie przeboje jak „Let’s Get Loud” czy „On The Floor”.
Swój koncert zagrał też były mąż Lopez, Marc Anthony. Po jego występie J-Lo wróciła na scenę, trzymając za rękę Clinton. „Właśnie słyszeliśmy, jak Jennifer zagrała Let’s Get Loud. Zróbmy to samo przy urnach wyborczych: zróbmy hałas!”, apelowała polityk. „Nie czekajcie do ostatniej chwili. Róbcie hałas, chodząc po domach, chwytając za telefony, dzwoniąc. Jeśli będziemy działać, wygramy!”.
Przypomnijmy, że Hillary Clinton zmaga się obecnie z dawnymi problemami, które mogą pogrążyć jej kampanię prezydencką. Kandydatka demokratów w czasach, gdy była sekretarzem stanu, korzystała z prywatnej skrzynki mailowej i prywatnego serwera w celach służbowych. Teraz tę sprawę bada FBI.