fot. kadr z wideo
Na kanale TubaFM pojawiła się rozmowa Menta XXL z Dizkretem. Weteran rodzimej sceny wspomina współpracę z Belmondo, mówi o tym, co go drażni w polskim hip-hopie. W trakcie spotkania padł również temat pieniędzy, które Dizkret miał zarobić na swoim rapie. Cóż, nie jest to oszałamiająca kwota.
– Dramat – mówi na wstępie Dizkret, po czym rozwija: – Do 2002 r. zarobiłem na rapie łącznie może z 5 tys. zł. Mówimy tutaj o łącznych zarobkach, wliczając koncert na festiwalu w Opolu – przyznaje artysta.
„To było dno”
– Zagrałem łącznie może 30 koncertów. Wtedy nie było zjawiska trasy koncertowej, nie było managera. Grało się za zwroty, a potem jeszcze ziomek, do którego się przyjechało, nie miał na zwroty, więc trzeba było jechać do lombardu z jego telewizorem. Takie rzeczy nie zdarzały się często, ale występowały. To było dno – wspomina artysta.
Mentos zapytał, czy Dizkret miał kiedykolwiek plan, by utrzymywać się z muzyki. Co na to jego gość?
– Przez to, że obserwowałem amerykańską scenę, wiedziałem, że takie amerykańskie Dizkrety mają wokół siebie infrastrukturę – grają trasy po college’ach, mają standy z merchem i sprzedają go. Mieli też kolegów, którzy pomagali w organizacji tego. U nas nie ma takich instytucji. Na juwenaliach wtedy grał Sztywny Pal Azji i Kazik. Cały czas tak jest, ale do tego dochodzi do tego rap. Wiedziałem, jak to powinno wyglądać, ale nie było wtedy żadnej infrastruktury, która by sprawiła, może można tak funkcjonować – powiedział Dizkret.