Fryderyki 2016: Piękny hołd w nieodpowiednim miejscu (felieton)

Share Tweet Gratuluję Zbigniewowi Wodeckiemu i jednocześnie pytam: czy trzeba


2016.04.23

opublikował:

Fryderyki 2016: Piękny hołd w nieodpowiednim miejscu (felieton)

Gratuluję Zbigniewowi Wodeckiemu i jednocześnie pytam: czy trzeba było sięgać do muzyki sprzed czterdziestu lat?

Tegoroczne rozdanie Fryderyków na pewno zapadnie w pamięć Zbigniewowi Wodeckiemu. Wokalista nie dość, że zdobył dwie statuetki: za najlepszy popowy album roku i najlepszą piosenkę, to w dodatku otrzymał je za kompozycje napisane – bagatela – czterdzieści lat temu. Piękne wyróżnienie: i dla samego Wodeckiego, którego dzieło zostało po latach symbolicznie zrehabilitowane, i dla zespołu Mitch & Mitch, który z rozmachem odczytał tę muzykę na nowo.

Piękne wyróżnienie, ale czy kategoria „najlepszy album popowy roku” jest odpowiednim miejscem, by doceniać płyty sprzed lat? Gdyby spojrzeć na to oczami osoby postronnej, nieinteresującej się na co dzień branżą muzyczną, nagroda ta nie świadczy zbyt dobrze o kondycji polskiej sceny. Można by odnieść wrażenie, że w 2015 roku cierpieliśmy na brak dobrych premierowych kompozycji studyjnych i dlatego Akademia była zmuszona ratować się wspaniałym, ale jednak leciwymi nagraniami odmłodzonymi jedynie w wersji live. Wszyscy wiemy, że tak nie jest.

Wypada więc w tym miejscu pogratulować Zbigniewowi Wodeckiemu, ale jednocześnie zapytać: czy tego typu sytuacja nie zachęca aby do przemyślenia na nowo kategorii, po jakich porusza się Akademia? Wydaje się, że błąd został popełniony już na etapie wcześniejszych eliminacji – fakt, że „1976: A Space Oddysey” odebrało szansę na zwycięstwo Dawidowi Podsiadle lub Kortezowi, jest konsekwencją tego, że płyta Wodeckiego i Mitchów w ogóle się znalazła wśród nominowanych do nagrody popowej (a utwór „Rzuć to wszystko, co złe” – do piosenki roku). Tymczasem o wiele bardziej uzasadniona byłaby statuetka Złoty Fryderyk, przyznawana za całokształt twórczości. Taki wybór wydawałby się naturalniejszy i na miejscu – może nie dla Mitch & Mitch, ale dla Wodeckiego jak najbardziej. A to przecież o jego piosenki, zapomniane przed laty, dziś cieszące się olbrzymią popularnością, tu chodzi. Tyle że Złoty Fryderyk (rozrywkowy) przyznany został Korze.

Akademia słusznie dostrzegła wagę wydarzenia, jakim była premiera „1976”. Popularność (zasłużona, dodajmy) tego albumu oraz koncertów mu towarzyszących zasługuje na miano fenomenu. Rzecz w tym, że w tegorocznym rozdaniu jedna rewelacja nazbyt zdominowała inne, zasługujące na kto wie, czy nie większe wsparcie. Mam tu na myśli ubiegłoroczne płyty Dawida Podsiadły i Korteza. Obaj artyści opuścili tegoroczną galę ze statuetkami. Tyle że w kontekście kategorii, do których byli nominowani, a w których przegrali z Wodeckim, nagrody za – odpowiednio – Teledysk Roku i Debiut Roku brzmią jak średnie pocieszenie. „W dobrą stronę” jest zbyt dobrą piosenką, by docenić ją tylko w połączeniu z wideoklipem. „Bumerang” – zbyt angażującym, porywającym krążkiem, by uczynić z niego ledwie debiut 2015 roku.

Ktoś może powiedzieć: jak co roku – narzekania. Że wygrało to, a nie wygrało tamto. Że ten powinien dostać tę nagrodę, a tamten inną. Trzeba jednak przyznać, że Akademia podjęła też kilka bezpiecznych, spodziewanych decyzji. Tego, że „Umowa o dzieło” Taco Hemingwaya zdobędzie Fryderyka za album hip-hopowy, powszechnie oczekiwano. Mniejsza o to, że mamy do czynienia raczej z EP-ką, niż pełnoprawnym longplayem – ta płyta narobiła ostatnio wystarczająco dużo zamieszania, by zasłużyć sobie na to wyróżnienie. To bez wątpienia najważniejszy – w sensie: najszerzej rezonujący – rapowy materiał ubiegłego roku. Choć gdyby zapytać o „najlepszy”, wówczas należałoby raczej wskazać dopracowaną, dojrzałą „Podróż zwaną życiem” Ostrego.

Zgodnie z przewidywaniami, swoje statuetki odebrali też Lao Che, Kapela ze wsi Warszawa oraz Smolik i Kev Fox. Zasłużenie. Gdybyśmy jednak wyobrazili sobie alternatywny rozwój wydarzeń i sytuację, w której te same nagrody odbierają kolejno Voo Voo, Chłopcy kontra Basia oraz The Dumplings – też wyglądałoby to nieźle.

Co jeszcze zostanie w pamięci po tegorocznej gali? Na pewno intrygujący występ Zbigniewa Wodeckiego, który zaśpiewał na podkładzie przygotowanym przez Rysy i Kubę Karasia z The Dumplings. Wspólny koncert Maleo Reggae Rockers, Jafii oraz – co okazało się kluczowe – skrzypka Adama Bałdycha (nominacja w kategorii „jazzowy artysta roku”). Emocjonalny duet Korteza z saksofonistą Adamem Pierończykiem. Hołd dla Davida Bowiego. Ach, i prowadzących. Niestety.

 

 

Polecane

Share This