fot. mat. pras.
Poniedziałkowy Cage przyniósł pyskówkę Fabijańskiego z Filipkiem. Twórcy wprawdzie nie zmierzą się w klatce podczas gali Fame MMA 17, ale Filipek już jakiś czas temu deklarował, że jeśli w lutym pokona Roberta Karasia, to jako kolejnego rywala chciałby właśnie Sebastiana. Podczas Cage’a Filipek atakował Fabijańskiego, ale zdaniem sporej części widzów robił to nieudolnie i finalnie bardziej sobie zaszkodził niż pomógł. Co ciekawe, raper przyznał krytykującym go rację.
– Każdy Cage ma swoich negatywnych bohaterów. Tym razem to ja nim zostałem, ale biorę to na klatę. Generalnie trochę lekceważąco podszedłem do rozmowy z Fabijańskim Sebastianem i zamiast to merytorycznie argumentować, to wrzucałem jakieś szpileczki, które zaczynały się zawsze po jego monologach. Zamiast punktować dalej i przedstawiać swoje argumenty, trochę dawałem się przekrzykiwać. Generalnie nie umiem się z kimś przekrzykiwać vis-a-vis. Wyszedłem w tej rozmowie na aroganta i na buca. Ale trudno, ważne, że Cage był ciekawy. Zawsze to jakaś nauka na przyszłość. Mój słowny oponent na pewno dużo zyskał, przyznał się też do paru rzeczy, co trzeba docenić. No i trudno – skomentował Filipek.
– Żeby ktoś nie myślał – to nie jest jakiś wybitnie personalny konflikt. Od tego są Cage’e, żeby każdy powiedział to, co mu leży na sercu. Nie uważam, że przy****ałem się na siłę, ale na pewno forma, w jakiej to robiłem, pozostawiała wiele do życzenia – dodał.