fot. P. Tarasewicz
Jesienią ubiegłego roku w mediach rozpętała się burza po niesławnym koncercie Fabijańskiego w restauracji. Artysta wystąpił dla publiczności, która niekoniecznie sobie tego życzyła, będąc przy tym niezadowolonym z tego, że widzowie jedzą w trakcie jego występu.
Samą sprawę opisywaliśmy w październiku, teraz korzystając z wizyty Sebastiana w naszej redakcji, postanowiliśmy do niej wrócić. Jesienią Fabijański przyznał, że wszystko wynikały ze „zwykłego niedogadania” na linii on – lokal. Teraz mówi o niezręcznej sytuacji nieco więcej. W rozmowie z Marcinem Flintem autor „Popiołu” zdradza, że był umówiony z osobami prowadzącymi lokal, że zagra kilka numerów już po „porze konsumpcyjnej”. Na miejscu okazało się jednak, że przychodzi mu grać dla ludzi będących w szczycie konsumpcji. Problem w tym, że sam Fabijański nie uważa, by jego repertuar pasował do takiej sytuacji, stąd czuł się niezręcznie wykonując swoje utwory. – Na cholerę mam im rz**ać swoim rapem do talerza – zauważa, całkiem słusznie, Sebastian. Po więcej zapraszamy do poniższego materiału. Wideo jest fragmentem Flintesencji, którą w całości będziecie mogli zobaczyć wkrótce.