Foto: @piotr_tarasewicz / @cgm.pl
Wygląda na to, że albumem „Popiół” Sebastian Fabijański żegna się z rapową sceną. – Nie kończę kariery, bo jej nie było – zauważył niedawno twórca, deklarując, że dochód ze sprzedaży krążka przeznaczy na cel charytatywny.
To że Sebastian nie chce już nagrywać płyt, nie znaczy, że nie promuje ostatniego albumu. Rapujący aktor obronił się na scenie warsztatowo, więc nikt nie zarzuca mu już, że nie potrafi rapować. Przy okazji premiery „Popiołu” Sebastian faktycznie rapuje… w samochodzie. Artysta udostępnia ja instagramowym profilu filmy, na których możemy sprawdzić, jak nawija na żywo kawałki z nowego wydawnictwa.
Marcin Flint recenzując na naszych łamach „Popiół”, sugerował Sebastianowi, by przemyślał swoją decyzję o odwieszeniu mikrofonu. Bzdura z tym kończeniem kariery (czy, jak kto woli, „kariery”) rapowej, panie aktor. Pan tak właściwie w zeszłym roku ją dopiero zaczął, a „Popiół” byłby idealnym materiałem do gruntowania pozycji i otwierania sobie następnych artystycznych dróg w związku z większym arsenałem środków. Tyle rozsądku, przecież nie mamy do czynienia z typem, którego ktokolwiek mógłby do czegokolwiek przekonać, choćby do ugryzienia się język. Jeżeli nie chce wspinać się stopień po stopniu i zostać zapamiętanym jako człowiek filmu dopinający swego na polu muzycznym, to proszę bardzo, może zapisać się w historii rapu jako seryjny samobójca PR-owy i ofiara swojego charakteru. W kontekście branży to bez znaczenia, a w kontekście Sebastiana? Musi na to pytanie odpowiedzieć, tylko błagam, nie na Pudelku – pisał Flint.
Wyświetl ten post na Instagramie