fot. mat. pras.
Na scenie nie brakuje raperów ceniących Sentino, ale w ostatnich tygodniach do głosu dochodzą raczej ci, którzy nie są mu przychylni. Po serii dissów m.in. ze strony reprezentantów Step Records czas na propsy i to od jednego z największych klasyków na rodzimej scenie. Eis udostępnił w stories na swoim instagramowym profilu link do odsłuchu „Smile” Alvareza, a także story z kadrem z klipu do tego kawałka.
– Dobry numer i klip – ocenił autor klasycznego „Gdzie jest Eis?”.
Co na to Sentino? Raper podzielił się wpisem ze swoimi fanami, komentując:
– Największe uznanie mojej muzyki od najważniejszego polskiego rapera. Diho mi pokazał, że są ludzie jak ty. Jesteś wielki – napisał na swoim profilu autor „Smile”.
W ostatnich miesiącach na rynku ukazała się reedycja „Gdzie jest Eis?”, która obok podstawowego materiału zawiera niepublikowany wcześniej kawałek Eisa „Astra”, a także remiksy jego kawałków, do których dograli się Oskar, Bedoes, Otschodzi i Szpaku. Marcin Flint krytycznie (z jednym wyjątkiem) ocenił te nowości w opublikowanej na naszych łamach recenzji.
– „Astra” to flow z zamrażarki, producent Noon, który jest zupełnie gdzie indziej niż raper i tekst jakby był generowany przez komputer na podstawie reszty płyty i z którego zapamiętuje jedynie odniesienie do JWP. To i tak jeszcze w miarę bezbolesne. Do czterech bonusowych utworów postawiono dograć gości – kosztem zwrotek Eisa, kierując się nie wiadomo jakim kluczem (na oko popularnościowym), nijak nie uwspółcześniając bitów i z miksem brzmiącym tak, jakby go nie było.
Oskar wywiązuje się z obowiązków, dobrze czuje zarówno na tym podkładzie, jak i w uniwersum gospodarza, do którego na luzie czyni aluzje. Swoją inteligencję potwierdza na sam koniec wyznaniem zwalniającym go z zarzutów o hipokryzję w związku z występem w utworze „Box-i-Kox”. Ale reszta?
Bedoes gubi się w rozpędzonym disco funku „Najlepszych dni”, usiłując w pustym wejściu zarazem być sobą i ukłonić się dawnym stylom i dawnym czasom. Ostatnim razem był w takim rozkroku, kiedy chował nogę za głowę przed kamerą Popkillera i szczerze mówiąc, wtedy prezentował się naturalniej.
Otsochodzi ma flow, tu bez dyskusji. Jednak kiedy Eis nawija „czeka nas nas więcej niż ten pieprzony tysiak w brutto”, ściska mi gardło i mam ochotę bić pracodawców. Gdy Otso nawja o cannelloni mam ochotę zjeść na obiad coś innego niż włoskie. Ginie gdzieś cały ludzki aspekt tej nawijki, jej klimat.
Szpaku zaś po prostu strollował „Czasem”. Mazurski lew (chyba Rywin) konkurs na najbardziej zafałszowane wejście autotune’owe wygrywa w cuglach. Palące poczucie żenady od kiedy zanieczyścił refren towarzyszy aż do kompleksiarskich, ignorujących bit i rozwlekłych w dodatku pojękiwań – pisał Flint.