Nick Valensi: – Widać było, że mamy do czynienia z człowiekiem uzależnionym. Było wiele omdleń i sytuacji w stylu: „Jezu, nie jesteś wystarczająco świadomy, by nagrać swoją część. Musimy poczekać na ciebie jakieś cztery godziny, idź się zdrzemnij”.
Hammond przyznał, że on sam czuł się podczas pierwszych sesji nagraniowych jakby nieobecny.
– Nie brałem żadnych lekarstw. Było ciężko, przez ostatnie dwa lata towarzyszył mi ostry głód. Byłem nerwowy, nie mogłem zapamiętać wielu rzeczy. To jak udar, bez żadnych dwuznaczności [udar to po ang. „stroke” – red.]. Jasne, szalone, rockowe dni każdemu się zdarzają, ale chyba chciałbym, żeby ktoś porządny wyciągnął mnie z muzyki, aniżeli miałbym słuchać tych wszystkich historyjek o nawalonych ludziach – powiedział gitarzysta.