Dawid Podsiadło specjalnie dla nas: „Nie chcę robić bezpiecznej płyty”

"Chciałbym mieć teksty od Marii Peszek. Podziwiam ją" - mówi artysta Arturowi Rawiczowi.


2015.05.17

opublikował:

Dawid Podsiadło specjalnie dla nas: „Nie chcę robić bezpiecznej płyty”

Dawid Podsiadło dużo ostatnio pracuje, nawet jak tego nie widać. Bo widać tylko koncerty z Curly Heads, widać to, co w telewizji. A za chwilę pojawią się efekty innych ciekawych projektów, przy okazji których spotkaliśmy się w minionym tygodniu. Nie powiem co to, bo mi jeszcze nie wolno. W każdym razie dziś złapałem Dawida w Warszawie, w mieszkaniu które wynajmuje od kilku miesięcy. Sam jeszcze nie wie, czy przeniesie się tu na stałe, na razie twierdzi, że tak jest wygodniej…

Ostatnio plotkowałem o nim z pewnym menadżerem. Nie, nie z jego menadżerem, ale to też bardzo doświadczona osoba w branży, z ciekawym punktem widzenia. I ten człowiek był pod ogromnym wrażeniem postawy Dawida wobec show-biznesu, wobec całego rynku muzycznego. Był pod wrażeniem jego podejścia do własnej kariery. Konkluzja była taka, że jak już ktoś coś osiągnie, to uważa, że wszystko mu się należy. Że jest cholernym Kanye Westem… a Dawid odwrotnie, wciąż kręci się w algorytmie praca-rozwój-praca-rozwój. Zahaczyłem o to Dawida…

Wiesz co – odparł nieco rozbawiony – śmiesznie by było, jakbym powiedział, że zgadzam się totalnie z taką opinią i że jestem świetnym człowiekiem, o rycerskich zasadach. Ale staram się pracować nad tym. Nie zrobiłem jeszcze dostatecznie wiele, aby móc oczekiwać cokolwiek. Na razie nie należy mi się nic. Publicznie pokazuje tylko jakiś procent tego, co robię… Mam świadomość tego, że są ludzie, którzy poza jednym numerem, który znają z radia i reklam, nie znają nic więcej. Nie wiedzą pewnie nic o Curly Heads… Więc musi być u mnie taki pierwiastek pokory. Jeszcze wiele do zrobienia przede mną. To nie fałszywa skromność. Ja tak to czuję.

Dość zaskakujące słowa, jak na człowieka z diamentową płytą. Czy jest coś, o czym jeszcze marzy? Okazuje się, że nie ja jeden o to pytałem i nie mnie jednego zdziwiła odpowiedź…

Hmmm…. Kiedyś odpowiadałem komuś na takie pytanie. Powiedziałem, że nie wiem… że chyba już wszystko zrobiłem i ten ktoś był kompletnie rozczarowany. Mówił, że trzeba mieć cel i do czegoś dążyć. Że bez marzeń nie da rady. Ale u mnie to wygląda nieco inaczej. Bo zobacz – mówi Podsiadło – ja na przykład nigdy nie spodziewałbym się że z Kasią Nosowską będziemy mieli wspólny numer jako Curly Heads i że będzie to grane na dużej imprezie, i że telewizji to pokażą.  Dzieją się takie rzeczy, o których kiedyś nawet nie marzyłem… Mam oczywiście marzenia, ale nie muszą się już wydarzyć, żebym czuł się szczęśliwy. Chce robić muzę i żeby była ona spoko. Tzn., żeby mnie się podobała. To mi wystarczy.

Przypomniałem mu naszą rozmowę  po gali Fryderyków w 2014 (zdobył wówczas cztery statuetki). Powiedział mi wtedy, że ma dość Dawida Podsiadło. Że zawiesza go na kołku na czas nieokreślony i teraz liczy się tylko Curly Heads. Że musi odpocząć, odreagować. Czy odreagował już?

Chyba tak! – pada natychmiastowa odpowiedź – Mimo że tych koncertów z Curly Heads nie było jakoś dużo… to jest przyjemne przeżycie, bo wciąż gramy. I przyjemnie jest grać w składzie, w którym zaczynaliśmy przygodę z muzyką. Okazało się, że nagrywanie i granie w zespole jest bardziej wymagające. Płyty solowe są łatwiejsze. Już pracuję nad drugą płytą solową, więc już chyba jestem gotowy. Fajny to był czas z Curly Heads. I wciąż jest. I będzie. Mam nadzieje, że chłopaki wytrzymają tę małą przerwę i zajmą się czymś swoim. Bo ja znów będę miał przerwę od wrzeszczenia (śmiech) i na bank znów będę chciał do tego wrócić.

Płytę z Curly Heads nagrywał w trójmiejskim studio Custom 34. Czy z solowym materiałem też tam wróci? Znów odpowiada bez chwili zawahania:
Tak, tak! Wydaje mi się to doskonałym miejscem do tworzenia i rejestrowania dźwięków. Świetnie się w nim czuję. I pod względem technicznym, na którym się nie znam, też jest super ponoć super. Tak twierdzą moi współpracownicy. Ja się na tym nie znam, za to mnie bardzo podoba się tam przestrzeń, samo miejsce, nastrój, lokalizacja i bliskość wody. Po pracy w studio możesz iść na plażę, na browara. Popatrzeć na bezkres morza. I widzę, ze wiele młodych zespołów tam ściąga. To o czymś świadczy.

Dopytuję dalej… Zwycięskiego teamu się ponoć nie zmienia? Z kim będziesz współpracował przy drugiej solowej płycie? Czyje będą teksty?

Tak, znam to. Ja mam coś takiego – i jest to chyba taka dobra cecha ludzi, którzy tworzą – że jak tworzą, to ważne jest, aby były to ich rzeczy. Chciałbym by wystarczyło mi to, co sam napiszę, ale nie wiem czy osiągnę taki poziom, który mnie usatysfakcjonuje.

Sam piszę teraz po polsku i moja dziewczyna mówi, że te teksty są super. To dla mnie ważne – ciągnie dalej Dawid. Jednak najpierw pracuję nad muzyką, to ona jest podstawą. A potem są słowa. Chciałbym mieć teksty od Marii Peszek. Podziwiam ją. Jest dla mnie ucieleśnieniem autentyczności i czegoś, do czego staram się zbliżyć. Nie mogą to być teksty o niczym, muszą być ważne. Dlatego właśnie chciałbym, by była to Maria, jeśli potrzebować będę pomocy. Jej teksty są mocne i kontrowersyjne, ale konkretne i świetnie osadzone w rzeczywistości, co jest niebywale ważne. Chciałbym mieć takie teksty, konkretne. Może niekoniecznie się to wszystkim spodoba. Ale chciałbym śpiewać takie treściwe utwory, a to co piszę jest takie uniwersalne… Taka jest moja ocena na tu i teraz.

Pod względem muzycznym – relacjonuje – poszerzam skład. Producentem znów będzie Konrad (Bogdan Kondracki – przyp. red.). On jest taką osobą, która spaja to wszystko. Istotne też jest to, że zaczęliśmy też bardziej zespołowo tworzyć. Większość z dotychczasowych kompozycji jest taka właśnie, zespołowa. I to jest fajne, to mnie kręci. Korzystamy szeroko z tego, co było między koncertami, na próbach, jamach. Doszliśmy szczęśliwie do tego, że mamy taki zespół pod nawą „Dawid Podsiadło”. Trochę nieadekwatna nazwa – śmieje się Dawid – ale udało nam się odejść od stereotypu: chłopak z talent show, który śpiewa. To mi się podoba. Bo to co tworzymy razem, jest bliskie mojemu spojrzeniu na muzę. Tak jest ciekawiej.

Jest już jakiś choćby roboczy tytuł płyty? Przy pierwszej myślałem już jak powinna nazywać się druga… Pomysł na tytuł pierwszej był zaczerpnięty z gry komputerowej. Były to słowa „Comfort and Happiness”. Myślałem, by drugą zatytułować „Annoyance and Dissapointment”. Słowa i emocje kontrastujące, w opozycji do tego co było na pierwszej. W ramach takiej przewrotnej kontynuacji. Ale dziś już wcale nie jestem pewny czy to będzie kontynuacja. Chyba powinienem inaczej pomyśleć o tym w zupełnie inny sposób…

Proces powstawania nazw i tytułów jest u Dawida dość osobliwy. Przeszedłem ostatnio kilka gier i tam były zupełnie inne zdania, które mi się podobały. Tytułując chcę nawiązywać do rzeczy, które lubię. W ten sposób łatwo się z nimi identyfikuję, są jeszcze bardziej moje. Tak. Zdecydowanie chcę używać nazw rzeczy, które lubię, wtedy z większą dumą się na nie patrzę (śmiech)

Trochę już mi o tym opowiedziałeś – mówię Dawidowi. Ale zapytam wprost, jaki charakter będzie miała muzyka? To nie będzie „stary dobry Podsiadło”, prawda? Czy wzorem Davida Bowiego będziesz eksploatował jakieś nowe przestrzenie muzyczne?

Ta muzyka to jest taka rzecz, która cały czas się dzieje, ewoluuje. Nie wiem, co z tego wyjdzie. Najpierw zaczęliśmy pracować z zespołem, a teraz od kilki tygodniu spotykam się regularne z Bogdanem i razem pracujemy. Byłem pewny, że kierunek zespołowy nada charakter temu co wyjdzie. Ale jak usiedliśmy z Bogdanem, to okazało się, że mamy nieco inne wizje… jego fascynuje co innego niż mnie, przez to nie wiem, co się wydarzy. Jest niby dość wcześnie, bo dopiero  w lipcu wchodzimy do studnia. Ale…

Jedno jest pewnie – kontynuuje – nie chcę robić bezpiecznej płyty. Wiesz, takiej, której nie czułbym do końca, tylko dlatego, że ale łatwiej będzie przekonać niej tego ludzi. To mnie nie interesuje. Nie powinno się patrzeć na to, co może się spodobać innym. Takie kalkulowanie jest złe. Musisz patrzeć na siebie i na to co z ciebie wychodzi. Jeśli tworzyć  będziesz dla siebie, to będzie to lepsze, niż jak będziesz robił to dla ludzi. To nie żaden egocentryzm. W takiej sytuacji łatwiej będzie Ci bronić tego, co zrobiłeś. Nie chce by była to łatwa płyta. Nie chcę iść na łatwiznę. Tyle mogę powiedzieć, jeśli chodzi o moją ideologię.

Co zatem czeka fanów Dawida Podsiadło na płycie, która prawdopodobnie nie będzie zatytułowana „Annoyance and Dissapointment”? Dowiemy się pewnie jeszcze w tym roku.

Polecane