fot. mat. pras.
Kiedy na rynku ukazywał się debiutancki album Dawida Kwiatkowskiego, artysta miał zaledwie 17 lat. Wokalista od samego początku mógł się pochwalić gronem oddanych fanów. Ono już na starcie było duże, a przez ponad dekadę tylko się rozrasta. Kwiatonators, bo tak zwykło się mawiać o sympatykach Dawida, byli jednym z pierwszych polskich fanbase’ów, który miał swoją nazwę. Kwiatkowski wspomina dziś, że początkowo poza nim i jego słuchaczami nikt nie traktował tego ruchu poważnie.
– Kwiatonators – pamiętam, jak kilkanaście lat temu Polska po kątach podśmiechiwała się z mojego fandomu, z nazwy, z całego tego ruchu, niektórzy mówili nawet, że to subkultura. To wszystko było bardzo duże, głośne, dzikie, blokujące ulice i galerie handlowe, nie do okiełznania – więc teraz, po latach, wcale się nie dziwię. To po prostu było szokujące. Ale! Od zawsze stojąc na scenie, miałem przed sobą niesamowicie wrażliwe postaci. Tylko wtedy jakieś takie… małe. I ja też byłem maluch. I też bardzo, ale to bardzo wrażliwy – napisał w instagramowym poście wokalista.
„Jestem największym szczęściarzem, bo mam największe plecy w kraju”
– To trwa do dziś. Inaczej, na innych zasadach ale moim zdaniem, z taką samą siłą. Największą tu u nas, tak uważam. Jestem największym szczęściarzem, bo mam największe plecy w kraju, właśnie w postaci kwiato ludzi. Życie na scenie ze świadomością, że zawsze, gdziekolwiek nie wystąpię, będziecie przy mnie, to moje ulubione życie. Przecież polecieliście za nami nawet do Stanów. Say what?
Nie raz wychodząc na scenę, nie chciałem na nią wychodzić. Autopilot, mode ON. No dobra, zróbmy to. I tak tylko do momentu, gdy Was zobaczę. Od razu wraca sens, nawet gdy przed chwilą nie wierzyłem, że się pojawi. I dziś się już nikt nie śmieje, dziś słyszę tylko gratulacje. Ale ja zawsze miałem z tym luz. Mogli się śmiać, a ja dalej pisałem. Miałem luz, bo zawsze miałem Was. I błagam Cię, tak, Ciebie u góry, ziomeczku, niech tak będzie do końca – zakończył.
Wyświetl ten post na Instagramie