Przed kilkoma dniami w sieci pojawił się nowy singiel Kajmana zatytułowany „Łabędzi śpiew”. Jego premiera jest świetną wiadomością dla fanów, którzy czekają na nowy album od ośmiu lat. Co działo się przez ten czas z raperem? W wywiadzie dla Daily Grind artysta przyznaje, że bardzo dużo – wyjazd z Kielc do Krakowa, następnie do Holandii, z której raper udał się do Anglii, by po pewnym czasie wrócić do Holandii, w której żyje do dziś. Artysta zdążył w tym czasie wziąć ślub, powitać na świecie dwójkę dzieci, ale niestety także zaliczyć kilkumiesięczny pobyt w brytyjskim więzieniu, do którego trafił wskutek wyroku za przestępstwo narkotykowe.
– Dostałem propozycję z ciemnej strony mocy. Wyjechałem, zacząłem trochę kursować, zacząłem zarabiać większe pieniądze. Takie, których nigdy nie zarabiałem. I tak poszło. W którymś momencie się wykoleiłem. Wpadłem z większą ilością trawki i wylądowałem na dołku w Dover, a potem pojechałem na puszkę. Dostałem dwa lata., ale w Anglii jest fajnie, bo jak jesteś fajny, to na pół, jak chcę się stamtąd zawijać, to znowu na pół, więc w sumie to były cztery miesiące. W tym momencie dużo się zmieniło w moim życiu. Wiedziałem, kto jest kim, na kogo mogę liczyć, że moja kobieta to jest moja kobieta. Sprawdziliśmy się w mnóstwie sytuacji. Nawróciłem się. Poznałem bardzo dużo fajnych ludzi, dziwnych ludzi. Wchodziłem tam jako taki trochę agnostyk, ateista – mówi Patowi Kustomsowi Kajman.
Koniec końców raper postrzega pobyt w więzieniu jako coś coś, co wyszło mu na dobre. – Dałem sobie radę. Cieszę się, że tak się stało, bo doszkoliłem tam swój język angielski – wspomina. Nie oznacza to jednak, że po drugiej stronie krat było łatwo. – W puszcze najgorsze jest to, że jak do niej wchodzisz, zatrzymuje się świat. Wszystko w twoim życiu się zatrzymuje. Ich g***o obchodzi, że miałeś coś zrobić. Masz jeden telefon dziennie, żeby ogarnąć swoje sprawy, o ile jest ktoś, kto chce ci je ogarnąć – mówi Kajman.