fot. mat. pras.
W 2009 roku przed galą Grammy media obiegły zdjęcia pobitej Rihanny. Ówczesnym partnerem wokalistki był Chris Brown i to on okazał się sprawcą. Wokalista z miejsca stał się show-biznesowym wrogiem numer jeden i może nie jest nim do dziś, ale nadal trudno powiedzieć, żeby był powszechnie lubiany. Tym bardziej, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat nie brakowało incydentów z jego udziałem. W 2016 opublikowaliśmy na łamach CGM-u tekst „Pięć momentów, gdy Chris Brown stracił nerwy”, a od tamtej pory lista wybryków zdecydowanie się poszerzyła.
Mimo iż Brown ma dużo za uszami, twierdzi, że opinia publiczna ma o nim złe zdanie, bazując jedynie na akcie przemocy sprzed niemal 15 lat. – K***a, mam 33 lata. Mam już dość tego, że wszyscy biegają z tą j***ą narracją – narzeka wokalista. Twórca nie może zrozumieć, dlaczego ciągle jest pod ostrzałem, tymczasem nikomu nie przeszkadza patologiczny związek Brlueface’a i Chrisean Rock. – Pobili się k***a” ze sobą na oczach świata – przypomniał gwiazdor. Wokalista stwierdził, że cierpi ze względu na swój kolor skóry, ponieważ jego zdaniem mający na koncie nadużycia celebryci pokroju Seana Penna, Mela Gibsona, Nicolasa Cage’a, Ozzy’ego Osbourne’a czy Tommy’ego Lee nie spotkali się z ostracyzmem.
Skąd w ogóle temat rzekomej nienawiści do Browna w mediach? Po koncercie Rihanny na Super Bowl wokalista gratulował byłej dziewczynie, pisząc: – Go girl. To wystarczyło, by fani – a także amerykańskie media – przypomnieli mu sytuację z 2009 roku.