W rozmowie z „Rolling Stone” prezydent Stanów Zjednoczonych ujawnił, iż muzyk nie podzielał radości artystów występujących przed nim.
– Nie miał żadnej próby, choć ci wykonawcy na ogół chcą przećwiczyć kilka rzeczy przed występem. Nie chciał zrobić sobie zdjęcia ze mną i moją żoną, chociaż niektórzy daliby się pokroić, by mieć coś takiego – zdradził Obama. – Przyszedł i zagrał „The Times They Are A-Changin”. Piękne wykonanie. Ten gość ma tak ogarnięty ten utwór, że może zmienić aranżację i ta piosenka brzmi już zupełnie inaczej. Po zakończeniu nagrania zszedł ze sceny, uścisnął mi dłoń, szeroko się uśmiechnął i poszedł. Dokładnie tak – poszedł. To był mój jedyny kontakt z nim.
Prezydent nie poczuł się urażony. Wprost przeciwnie, postawa Dylana go zachwyciła.
– Pomyślałem: „Więc takiego Boba Dylana chciałeś, tak? Nie chciałeś, by do wszystkich się szczerzył. Chciałeś, by był nieco sceptyczny wobec tego całego przedsięwzięcia – dodał.
W wywiadzie dla „Rolling Stone” obama zdradził ponadto, iż na swoim iPodzie ma muzykę Nasa, Lil` Wayne`a, Stevie`ego Wondera, The Rolling Stones, Milesa Davisa, Johna Coltrane`a. I Boba Dylana oczywiście.