Bywa, że Przystankowi Woodstock zarzuca się kompletowanie line-upu drugiej kategorii, stawianie na piedestale przebrzmiałych gwiazd, które zamiast porywać tłumy, powinny dogorywać w niedużych klubach. I choć faktycznie, organizowany przez WOŚP festiwal nigdy nie będzie mógł pochwalić się obsadą na miarę Open’era, to umniejszanie jego muzycznej wartości jest po prostu bzdurą. Spośród grona artystów, którzy zawitają w tym roku do Kostrzyna, wybraliśmy dla Was piątkę, której występów nie wypada przegapić.
Living Colour (na zdjęciu)
W idealnym świecie zapełnialiby największe hale i stadiony świata. Pod koniec lat 80. zapowiadało się nawet, że tak będzie, debiutancki album „Vivid” przyniósł ogromny przebój „Cult of Personality” i Grammy, ale potem muzycy niejako na własne życzenie wypchnęli się poza główny nurt komplikując na dwóch kolejnych płytach swoją łącząca elementy rocka, metalu, soulu, funku, jazzu czy rapu muzykę. W połowie lat 90. zniknęli ze sceny, by na przełomie wieków wrócić do wspólnego grania. W Na 2016 zapowiedzieli premierę płyty „Shade”. Najwyższa pora, od wydania poprzedniego krążka we wrześniu minie siedem lat.
The Hives
Gdyby zastosować porzekadło, że zespół jest tak dobry jak jego ostatnia płyta, koncert Hivesów nie miałby szans stać się punktem obowiązkowym 22. Przystanku Woodstock. Na szczęście Szwedzi wciąż gwarantują solidną dawkę piosenek ze swoich szczytowych osiągnięć, czyli „Veni Vidi Vicious” i „Tyrannosaurus Hives”. Przecież „Hate To Stay I Told You Sou” czy „Walk Idiot Walk” mają wszystko, by kiedyś wejść do rockowego kanonu. The Hives na żywo nie zawodzą, więc jeśli niebo nie spadnie nam na głowy, przed czym ostrzegali Asterix i Obelix, ich koncert będzie mocnym punktem woodstockowych podsumowań.
Vintage Trouble
Dowodzona przez Ty Taylora rhytm’n’bluesowa petarda z Kalifornii supportowała u nas AC/DC, teraz wraca, by wystąpić na Najpiękniejszym Festiwalu Świata. Amerykanie przyjadą z materiałem z ubiegłorocznego krążka „1 Hopeful Rd.”. Istnieją dopiero sześć lat, ale kiedy wychodzą na scenę, publiczność czuje się, jakby wehikuł czasu cofnął ją o pięć dekad do złotych czasów Motown i Blue Note Records.
Inner Circle
Inner Circle to bez wątpienia jeden z najważniejszych zespołów w muzyce reggae. Kojarzeni przede wszystkim ze słonecznym i tanecznym reggae za sprawą utworów Sweat (A La La La La Long) czy „Bad Boys” weterani pojawiają się w Polsce po raz kolejny. Grupa powstała w 1968 roku i ma na swoim koncie naprawdę wiele poważnych wydawnictw, które po dzień dzisiejszy są swoistymi klasykami gatunku. Jedno jest pewne – ich koncert na Przystanku Woodstock to pozycja obowiązkowa dla fanów trójkolorowych brzmień.
(Rafał Konert, Positive Thursdays)
Bring Me The Horizon
Na dwóch ostatnich płytach Bring Me The Horizon znacznie oddalili się od metalcore’owych korzeni, ale fanom, którzy mogliby kręcić nosem na zmiany, odpowiedzieli po prostu bardzo dobrymi piosenkami otwierającymi zespołowi możliwość występowania na największych festiwalach świata. Miesiąc temu wystąpili w Stodole, teraz zagrają dla znacznie większego audytorium, które po godzinnym koncercie nie będzie chciało wypuścić ich ze sceny.
{facebook}